26 maj 2013

I. Łąka umarłych

       Ubrani na czarno ludzie tłoczą się chodnikami miasteczka. Stąpają ciężko w grubym obuwiu, rozpryskując wodę z pogłębiających się kałuż.
       Stary cmentarz niedaleko parku, jest celem żałobnego pochodu. Z czarnych parasoli strugami leje się woda. Niebo jakby specjalnie na tę okazję płacze wraz z żałobnikami, a ja... sama wśród tłumu idę na czele korowodu; bez parasola, moknąc i uginając się pod ciężarem własnej tragicznej roli.
       Mój ojciec nie żyje.
       Myśl tak jasna, a zarazem niewiarygodnie skomplikowana tłucze się po skołatanym umyśle. Jestem chaosem.
       Mokre włosy przyklejają mi się do twarzy. Nie płaczę, bo nie umiałam się na to zdobyć. Matka chciała bym dziś była silna... Przecież przepłakałam już swoje dwa dni i jeden ranek.
       Ale czy to mądre? Wyliczać komuś łzy i rozpacz? Wydzielać kawałki smutku jakby dzieliło się tort na czyichś urodzinach?
       Dopinam ostatni guzik płaszcza przeciwdeszczowego, ten sam który po nie długim czasie znów się odpina. Mała rzecz buntuje się ustalonemu przeze mnie prawu. Znów go zapinam, a ten się wzbrania. W końcu jednak to ja wygrywam. Moja mała Victoria! Ale uśmiech, nawet lekki jego cień nie pojawia się na zmarzniętych ustach. Zamiast niego jest grymas. Coś pomiędzy irytującą bezsilnością, a denerwującą podkową w dół.
       Idę krok po kroku, zbliżając się wraz z korowodem. Wielka brama jest otwarta – chyba po raz pierwszy ukazuje przede mną swój sekretny, cichy świat. Jej skomplikowane zdobienia na krótką chwilę odwracają moją uwagę. Matka jednak zauważa i szturcha mnie lekko, przez co znów dopadam rzeczywistości. Skupiam się na chodzie jak posłuszna córka. Unoszę wzrok z nad butów dopiero, gdy dochodzimy do osłoniętego baldachimem grobu.
       Świeża dziura w ziemi. Otchłań bez dna, w której już umieszczono ciało mojego ojca. Trumna o jasnej barwie spoczywa tam na dole. Spoglądam na nią, lekko się pochylając. Ciemno tam.
       Pociągam nosem i znów staję normalnie, ale moje oczy błądzą najpierw po tłumie żałobników, a potem znów spoczywają na ciemnej otchłani.
       Pastor pojawia się dopiero, gdy wszyscy już mieszczą się na cmentarzu. Staje na lekkim wzniesieniu, zdejmując z głowy kaptur jesiennej kurtki. Wyciąga z kieszeni małą książeczkę. Jeden z mniejszych egzemplarzy Biblii.
       Nie ma mikrofonu, choć wiadomo, że ci z tyłu nie usłyszą jego wytwornych słów. Otwiera księgę i zaczyna czytać. W tym momencie ja przestaję słuchać.
       Nigdy nie należałam do ludzi wiary, wolałam religię traktować z lekkim przymrużeniem bursztynowego oka. Dla mnie wiara w Boga, nie jest ważna. Nie była. Sama już nie wiem w co wierzę.
       Splatam palce rąk przed sobą i wpatruję się w pomalowane na czarno paznokcie. Odwracają moją uwagę na krótki czas. Jestem rozkojarzona i czuję się jak na scenicznych deskach, grając jakąś beznadziejną rolę w tak samo beznadziejnej sztuce profesora Moora. Co jakiś czas odgarniam z twarzy zabłąkane kosmyki niebieskich włosów. Właśnie one są największą kontrowersją dzisiejszej uroczystości.
       Podnoszę wzrok znad paznokci, by spojrzeć przed siebie. Nie na pastora dręczącego swoje struny głosowe w zamiarze jak najdramatyczniejszego odczytania słów zapisanych w Biblii. Nie. Ja patrzę na jedną z anielskich rzeźb; tę z rozpiętymi skrzydłami i smutną miną. To właśnie dzięki spokojnym, kamiennym oczom przyjmuję do wiadomości to co od dłuższego czasu z siebie wypierałam.
       Mój ojciec nie żyje.
       Już nigdy nie przeczyta mi swoich nudnych raportów podatkowych. Już nigdy nie odwiezie mnie do szkoły marudząc, że sam spóźni się do pracy. Już nigdy nie otuli mnie kocem w deszczowy dzień – taki jak dziś – i podając ciepłe kakao nie powie „Cholerne anioły. Czy one muszą tyle płakać?”
       Nigdy nie zabierze mnie na obiecany biwak w lasach Gold Feather.
       Ta wiedza boli bardziej niż wyobrażenie, że to wszystko jest sfingowanym przedstawieniem aktorskim.
       Przez chwilę stoję zgięta w pół, nieświadomie roniąc kilka łez. Te jednak szybko mieszają się z deszczem i już nikt nie może nawet podejrzeć, czy aby na pewno wzrok go nie mylił i że ja naprawdę płakałam.
       Zasycha mi w ustach, a niedorzeczna ochota odrzucenia głowy w tył i wpuszczenia do buzi deszczu jest jak kolec w psiej łapie.
       Wdech i wydech Rose.
       Prostuję się i dostrzegam, że Colt Everett przygląda mi się z drugiego końca cmentarza. Jego sylwetka jest nieco zamglona. Nie tylko przez deszcz, ale również przez to, że stoi za daleko, a ja bez okularów nie jestem w stanie go dobrze zobaczyć.
       Wydaje mi się, albo właśnie spuszcza głowę jak winowajca.
       Mrużę oczy.
       Cholerna wada wzroku! Cholerny deszcz!
       Moją uwagę znów coś rozprasza.
       Tym razem jest to dziewczyna o ciemnej czuprynie - teraz oklapłej i mokrej. Na jej ustach nie ma uśmiechu, a w oczach tej zacnej zawadiackiej iskry. Ona jest jak to wszystko tutaj... Jak pastor, jak moja matka, jak grób i kamienny anioł naprzeciw...
       Wszystko tu jakby umarło wraz z odejściem Ronalda Summers’a. Wszystko jest ciche. Ja też jestem cicha. Ja też jestem martwa.
       Potrząsam głową. Trzy dni temu nic nie było bez życia. Trzy dni temu całe miasteczko Gold Feather szykowało się do Obchodów Złotego Księżyca.

       Kilka dni wcześniej tylko ja byłam załamana...
       - Rzucił cię. Mam rację? – Zapytała Maggie McLiss stając w drzwiach mojej sypialni.
       - Skąd ten wniosek? – Popatrzyłam na nią z obojętnym zaciekawieniem.
       - Stąd, że w samo słoneczne południe siedzisz w pokoju z kubłem waniliowych lodów i gapisz się w wyłączony telewizor – odparła podpierając się pod boki.
       - Nie widzę w tym nic dziwnego...
       - A ja niestety tak. – Oburzyła się wchodząc głębiej do mojej tajemnej jamy.
       - Oświeć mnie.
       - Ty nie lubisz lodów waniliowych! – Uśmiechnęła się lekko siadając bez pytania obok mnie. Nie musiała pytać i tak bym jej pozwoliła. A nawet jeśli nie, i tak by usiadła. Uparta i nieustępliwa z niej dziewczyna. Odłożyłam łyżkę do kilogramowego kubła.
       - Rzucił mnie. – Potwierdziłam pociągając lekko nosem i zaczesując niebieskie włosy w tył.
       - Palant – skwitowała Maggie. – Mam obrzucić mu dom jajami i papierem toaletowym, czy porysować ukochany motocykl?
       - Ani jedno, ani drugie Magg, nic się przecież nie stało. To tylko chłopak.
       - Ale byłaś z nim od roku! Dla mnie to już by coś znaczyło! – Pomachała mi ręką przed nosem.
       - Nie pomagasz.
       - Przepraszam. – Zarumieniła się lekko. – Choć ze mną przygotować park na obchody...
       - Nie mam na to ochoty, Magg.
       - Proszę! Mama wpieprzy mnie do pary z Savannah Collins, a wiesz, że ja i Savannah Collins w jednej drużynie – skrzywiła się – To nienajlepszy pomysł.
       - Nie.
       - Rosen Summer’s! Złotooka, uparta kobieto! Błagam cię! – I padła przede mną na kolana robiąc tę swoją niezmiernie słodką, proszącą minę króliczka. – Wyjdziesz ze mną?
Zaśmiałam się lekko, a jej wariacki uśmiech znacznie się przy tym poszerzył.
       - Jesteś niemożliwa, Maggie.
       - Za to kochasz mnie ty i kilku kelnerów z Freak Diner. – Mrugnęła do mnie.
       - Dasz mi się chociaż ubrać? – Wskazałam w odpowiedzi na swoją czerwoną piżamę w kwiatki.
       - Nie. – Rzuciła poważnie, ale wiedziałam, że żartuje. Wstałam z łóżka i ubrałam się w coś wygodnego.
       A potem moja jedyna, wierna przyjaciółka Maggie McLiss wyciągnęła mnie z domu na całe popołudnie beznadziejnych przygotowań jednej z miasteczkowych imprez... 
       
       Znów potrząsam głową, by pozbyć się niedawnych wspomnień. Pastor zamyka Biblię i chowa ją z powrotem do kieszeni. Moja matka podchodzi do otchłani w środku ziemi i sypie trochę piasku na trumnę swojego męża. Potem nadchodzi moja kolej. Sypię piach, choć on bardziej przypomina mi popiół... Resztki spalonej przeszłości.
       Na koniec wszyscy żałobnicy ruszają na stypę. W tłumie już nie widzę ani Colta, ani Maggie. Oboje ginął w morzu czerni, jako jedne z licznych jego kropel...



________________________________________
Wiem, że krótki, ale nie chciałam was zamęczać rozdziałem na sto stron. ;)
Takie będą moje części, krótkie, ale za to pełne emocji i mam nadzieję akcji.
Proszę o opinie w komentarzach ^^
Rozdział poprawiony w miarę możliwości.

11 komentarzy:

  1. Zaskakujesz mnie coraz bardziej, króliczku :)
    Wciągasz mnie, jak czarna dziura światło. Ale ja nie będę z tym walczył. Oddaję się tobie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten post jest tak samo mroczny jak wciągający. Świetny pomysł. Bardzo mi si.ę podobało. Na 100 % będę śledzić dalsze losy bohaterki ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam rozdział z przyjemnością. Masz lekki styl, a i pomysł jest niczego sobie. Będę czytać dalej.

    Tylko jest jedna sprawa. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz za zwrócenie Ci uwagi. Mianowicie, chciałam zauważyć, że w kilku przypadkach źle zapisujesz dialogi. Gdy po wypowiedzi bohatera znajduje się komentarz narratora dotyczący bezpośrednio samej wypowiedzi, np.: "powiedział", "szepnął", "krzyknął", po wypowiedzianych słowach nie powinno być kropki. Napisałaś: "- Stąd, że w samo słoneczne południe siedzisz w pokoju z kubłem waniliowych lodów i gapisz się w wyłączony telewizor. – odparła podpierając się pod boki.", a powinno być: "- Stąd, że w samo słoneczne południe siedzisz w pokoju z kubłem waniliowych lodów i gapisz się w wyłączony telewizor - odparła, podpierając się pod boki."

    Kropkę umieszczamy wtedy, kiedy wtrącenie narratora nie odnosi się bezpośrednio do wypowiedzi, np.: "spojrzała", "odwróciła się" itp. Wtedy to, po kropce i myślniku zaczynamy wielką literą. Piszesz: "- Przepraszam. – zarumieniła się lekko. – Choć ze mną przygotować park na obchody..." Wydaję mi się, że poprawna wersja brzmi tak: "- Przepraszam. – Zarumieniła się lekko. – Choć ze mną przygotować park na obchody..."

    A, i po "skrzywiła się" powinna być kropeczka. :)

    Chyba resztę tego typu błędów poprawisz już według wzoru. ;)

    Pozdrawiam i dodaję do obserwowanych. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uznanie i wyłapanie moich błędów. Naprawdę doceniam.
      Dziękuję za pozdrowienia i do obserwatorów jak najbardziej zapraszam ^^

      Usuń
  4. Przyjemnie się czyta, opowiadanie strasznie wciąga. Podobają mi się te mroczne klimaty. Pomysł ciekawy i nieoklepany ja większość znanych mi historyjek. Dodaję się do obserwatorów :) Zaintrygował mnie tez wygląd głównej bohaterki. Błękitne włosy i złote oczy... ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowite ! :) Idealne określenie uczuć, ciekawi bohaterowie, chyba przeczytam wszystkie rozdziały jeszcze dziś w nocy ! :) Dobrze, że jeszcze trochę ich jest bo nie lubię czekać na kolejne :D Gdybyś miała ochotę poczytać coś innego zapraszam do mnie http://chcicalbymnapisacksiazke.blogspot.com/, jeśli znajdziesz czas i ochotę oczywiście, zapraszam oczywiście wszystkich czytelników, a tymczasem uciekam czytać dalej Kroniki ! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahahah, Savannah? Jak w "Pięknych Istotach"? ^^
    Tak myślałam, że ci się to spodoba Avis ;p
    Tak, to właśnie JA zdecydowałam się tu zajrzec i nie żałuję ;)
    Będę czytac dalej :>

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspolczuje bohaterce, serio, w tak kr.tkim czsie jak zycie moze sie spieprzyc ;c opowiadanie ciekawe, bede czytac dale, nie poddam sie c;

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się z bohaterką, że nikt nie ma Ci prawa mówić, jak masz odczuwać rozpacz i też nikt nie powinien powstrzymywać Twoich emocji. Rozdział ogółem był ciekawy, a ostatnimi czasy prawie nic nie zatrzymuje mojej uwagi na sobie. Trochę się rozczarowałam jak była wzmianka o chłopaku, bo już myślałam, że tego nie będzie, no ale jednak :P

    Wstawiłaś to jakiś czas temu, więc nie wiem, czy jest sens doszukiwać się błędów tutaj (może kiedyś to przeedytujesz, może nie), ale widziałam parę ortografów, parę zdań dziwnie złożonych, itp. Oraz np.: "z lekkim przymrużeniem bursztynowego oka". "Z przymrużeniem oka" to jest fraza i uważam, że ładniej jest jak nie próbujesz jej udoskonalić ani zmienić.

    Ciągle chcę odkryć o co tu chodzi, więc do napisania pod kolejnym rozdziałem ;>

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajny tekst, bardzo miło się czytało :)

    Zapraszam http://owcewgorach.pl/
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawie się zapowiada, idę czytać dalej

    Zosia

    Zapraszam http://www.druzynadziennika.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Komentuj szczerze, kulturalnie i nie bój się wytykać mi błędów ;)