5 paź 2014

XXVI. Wilcze Przesilenie


       Zaciskam usta w wąską kreskę wraz z przyjaciółką kuląc się za rozłożystym krzewem jałowca. Przesuwam się w prawo, by zajrzeć przez szczelinę między dwiema gałęziami. Dwadzieścia metrów od nas stoi mężczyzna w poniszczonej, skórzanej kurtce. Ma blond włosy sięgające podbródka i co najmniej tygodniowy zarost. Wydaje się spięty, co rusz odwracając głowę w kierunku zabitego wejścia do kopalni. Po dłuższej chwili sięga do kieszeni spodni i wyjmuje z nich telefon. Patrzy na wyświetlacz, po czym ciska przedmiotem w las.
       Wymieniamy z Maggie zdezorientowane spojrzenia, a potem wracamy do obserwacji nieznajomego. Akurat odpala papierosa i zaciąga się nikotynowym dymem, kiedy ktoś woła go z kopalni imieniem Flin. Mężczyzna krzywi się i ze złością rzuca niedopałek na ziemię. Przydeptuje go butem i znika znów w ciemnym otworze szybu.
       Korzystając z okazji wychylam się zza zarośli i jak najciszej potrafię przesuwam się w kierunku lasu. Magg łapie mnie za rękę i ciągnie znów w dół.
       - Co ty robisz? – syczy szeptem – Zwariowałaś?! Usłyszą cię!
       - Wyrzucił telefon Robin’a  - odpowiadam i nie wiem skąd we mnie tyle pewności.
       - Skoro to zrobił, wcześniej pozbył się baterii, więc po co ci on? – Milczę. Sama nie wiem.
       - Wahał się – szepczę. Samo to jak nieznajomy spoglądał na wyświetlacz... Zdawał się walczyć z samym sobą.
       - Rose – zaczyna Maggie pocierając nasadę nosa dwoma palcami – Proszę cię, nie pakuj nas w większe kłopoty. To tylko telefon, prawdopodobnie zniszczony, by nikt nie mógł wytropić Robin’a. Zamiast gdybać, lepiej weź swój i zadzwoń do Adama, Logan’a, albo Camerot’a i powiedz im gdzie jesteśmy...  – Magg spogląda na mnie wzrokiem kogoś dorosłego. – Proszę, działaj rozsądnie... To nie żarty, Rose.
       - A widzisz, żebym się śmiała? – warczę. Jestem zła za pouczenie, które wcale nie było potrzebne. Zdaję sobie sprawę z tego jak w poważnej sytuacji znajdujemy się my wszyscy. Zwłaszcza ja i Magg siedząc tak blisko schronienia watahy niestabilnych wilkołaków.
       Strząsam rękę przyjaciółki, co okazuje się niełatwym zadaniem. Magg tylko mocniej zaciska palce.
       - Chcesz tu tak siedzieć i czekać, aż nas wywęszą?
       - Lepsze to, niż uciekanie przed ludźmi z instynktem łowcy...
       Mierzymy się spojrzeniami. Ja chcę iść, Magg chce zostać. Ja nie mam planu, ona swój jak zawsze układa bardzo powoli. Sięgam do kieszeni kurtki i wyjmuje z niej komórkę. Podaję ją przyjaciółce wreszcie wyzwalając się z jej uścisku.
       - Dzwoń do Cam’a i czekaj na nich, ja idę uwolnić Robin’a – zanim przyjaciółka znów zdąża mnie zatrzymać, wychodzę zza krzewu i prawie bezszelestnie kieruję się do wlotu starej kopalni złota.
       Nie wiem skąd bierze się moja głupota. Jej źródła jeszcze nie odkryłam, choć musi być niewyczerpalne biorąc pod uwagę każdą z głupich rzeczy jakie kiedykolwiek w swoim życiu zrobiłam... I każdą którą niewątpliwie zrobię.
       Podkradam się do desek zabijających szyb. Odwracam się, by spojrzeć na Maggie z niejakim tryumfem wymalowanym na twarzy. Kiedy dostrzegam krzew jałowca, widzę parę zielonych oczu między dwiema gałęziami. Uśmiecham się słabo do przyjaciółki. Muszę wierzyć, że wiem co robię...        Może w taki sposób oszukam sama siebie?
       Odwracam się znów do wlotu i zamieram. Całe moje ciało paraliżuje nagły strach. Słyszę pogardliwy śmiech i kilka wtórujących mu chichotów.
       - Cholera, a myślałem, że Rasmus tym razem się pomylił, a tu proszę... – Ten sam chłopak, który wcześniej warczał na mnie kiedy byłam zamknięta w klatce, łapie mnie teraz za gardło i bez trudu podnosi z ziemi. Duszę się. Staram odetchnąć z marnym skutkiem.
       - P-uść – chrypię wierzgając nogami, ale to wcale nie pomaga w oddychaniu.
       - Z przyjemnością – widzę uśmiech na twarzy chłopaka, zanim z całej siły uderza moim ciałem o pobliską skałę.
       Gwiazdki tańczą mi przed oczami razem z czarnymi plamkami, a potem po prostu nic nie ma.

       Budzę się z okropnym bólem głowy, bez możliwości poruszania rękoma i nogami. Twarz mam przyciśniętą do czegoś ciepłego i wilgotnego. To coś ma dziwny zapach; pomieszanie mokrego futra i potu. Jęczę z bólu przy otwieraniu oczu.
       - Żyjesz... – słyszę słaby głos, lecz przyjemnie znajomy i łagodny. Może też nieco zachrypnięty.
Nie zważając na nasilający się ból, staram się nieco unieść i odwrócić głowę w odpowiednią stronę. To co udaje mi się dzięki temu zobaczyć wcale nie napawa mnie spokojem.
       Leżę z głową na nagiej piersi Robin’a. Chłopak ma poobijaną twarz, siniaki na ciele, posklejane błotem włosy i przy każdym jego oddechu słyszę niepokojący dźwięk.
       Tak jak ja ma związane ręce i nogi, lecz po za tym również głowę przytwierdzoną obrożą do stalowego pręta. Przyglądam mu się z niepokojem. Nie jestem się w stanie odezwać.
       Widząc moją zaniepokojoną minę, chłopak podejmuje próbę uśmiechnięcia się.
       - To tylko tak kiepsko wygląda... Serio... Czuję się świetnie. – Nie wierzę. W ani jedno słowo. Nie potrafię, widząc ślady okrucieństwa pozostawione na ciele chłopaka.
       - Kłamiesz – wypalam równie co on słabo.
       - Ja nigdy nie kłamię – upiera się i odwraca głowę, słysząc najwyraźniej coś, czego ja nie potrafię dosłyszeć. Mruży oczy, ale potem znów skupia na mnie spojrzenie zielonych oczu. Tylko one wciąż są błyszczące i pełne życia.
       - Gdybym mógł to bym cię teraz objął. Choć nie powiem, fajnie czuć twoją skórę na mojej... – uśmiecha się łobuzersko, rozciągając popękane wargi i starając się nie krzywić z bólu.
       Rumienię się. Ze wszystkich odpowiednich w tej chwili emocji, ja muszę odczuwać wstyd. Staram się podnieść; usiąść, ale przy pierwszej próbie kręci mi się w głowie i mam ochotę zwymiotować.
       - Nie ruszaj się, możesz mieć wstrząs mózgu.
       - Nic nie mam, to tylko chwilowe zamroczenie, ten palant mocno mnie obił – burczę w miarę logicznie układając słowa w to jedno zdanie.
       - Jaki palant? – Nie wierzę, że Robin ma teraz ochotę czepiać się osób. – Tak po za tym gdzie jest Logan? Chyba nie przyszłaś tu sama?
       - Nie... Nie sama... – Nagle czuję się zakłopotana tym pytaniem. Ok., nie spodziewałam się podobnego. Raczej miałam nadzieję na skromną ciszę między dwojgiem więźniów.
       - Rose – Chłopak naciska, bym rozwinęła swoją wypowiedź.
       - Maggie na pewno powiadomiła już Camerot’a i Logan’a i wszyscy są w drodze, by nas odbić – zmyślam. Wcale nie jestem tego taka pewna. Skąd mam wiedzieć, czy Maggie też nie została złapana?
       Wolę się już nie odzywać. Robin chyba też rezygnuje widzą jak przymykam oczy, by opanować odruch wymiotny. Nic pewnego to żadna pociecha.
       Leżymy w milczeniu przez kilka dłużących się minut nim słyszę czyjeś kroki. Otwieram oczy i spoglądam w stronę oświetlonego pochodniami korytarza. Teraz orientuję się, że oboje z Robin’em jesteśmy więzieni w jednym z podziemnych pokoi.
       Pierwsza osoba idąca korytarzem tylko nas mija, za to dwie kolejne wchodzą do ciasnego pomieszczenia. Dziewczyna o rudych włosach łapie mnie pod ramiona i bez trudu unosi. Znów kręci mi się w głowie i tym razem zwracam. Dziewczyna uderza mnie za to w twarz, a Robin warczy na nią wściekle. Za ten odruch zostaje kopnięty w bok przez młodego, może piętnastoletniego chłopaka.
       Nie odzywają się. Ani dziewczyna, ani piętnastolatek, nawet kiedy jedno wyprowadza mnie z pokoju, a drugie dosłownie wyciąga za nogi biednego Robin’a, wcześniej odpinając jego obrożę od metalowego pręta.
       Uścisk rudej na moich ramionach pozbawia mnie w nich czucia. Raz oglądam się przez ramię i widzę jak młody sadysta ciągnie po betonowej powierzchni półnagiego blondyna. Krzywię się widząc jak kamienie rozdzierają nagą skórę.
       Ruda szarpie mną, warcząc pod nosem. Kiedy za jej przymusem skręcamy w inne rozgałęzienie korytarza, to z torami w podłodze, piętnastolatek ciągnie Robin’a dalej prosto. Chłopak szarpie się ze związanymi rękoma, ale nie wiele może zrobić.
       - Gdzie mnie prowadzisz? – Pytam nie mogąc znieść milczenia.
       - Do alfy – mówi po hiszpańsku, a ja cudem ją rozumiem.
       Jednak opłacało się przychodzić na te lekcje. 
       To jednak nie znaczy, że skaczę z radości na wieść, że zaraz znów stanę oko w oko ze swoim sadystycznym wujem. Można powiedzieć, że wolę już głębiej zapaść się pod ziemię.
       Wilczyca wali pięścią w ścianę przed obleśnie zieloną kotarą, zasłaniającą wlot do kolejnego podziemnego pokoju. Kotarę odsłania inna dziewczyna, tym razem blondynka i wpuszcza nas do środka.
       W centralnej części dość dużej, brudnej, kopalnej jaskini leżą stosunkowo świeże zwłoki sporej łani. Jej brzuch jest rozszarpany, a z środka wylewają się krwawe wnętrzności. Na ten widok znów mam ochotę zwymiotować.
       Rasmus klęczy przed padliną z twarzą i rękoma we krwi. Jego oczy świecą na złoto. Mężczyzna sięga w głąb rozerwanego brzucha zwierzęcia i wyszarpuje z niego coś, co w pierwszej chwili przypomina mi płuco. Bez wahania wtapia zęby w świeży kawał mięsa. Odwracam wzrok, nie mogąc na to patrzyć, tym bardziej nie potrafiąc pojąć... W pomieszczeniu oprócz dwóch wilczyc i alfy znajdują się jeszcze dwaj chłopcy, co jakiś czas zerkając z utęsknieniem na padłe zwierzę.
       W końcu Rasmus unosi spojrzenie na mnie i rudowłosą. Czuję jak jego złote oczy wywiercają dziurę w mojej twarzy. Odrzuca kawał krwawego mięsa i staje na nogi ocierając ręce w i tak brudne od krwi spodnie.
       - Rozczarowałaś mnie bratanico. Miałem nadzieję, że zaskoczysz mnie czymś więcej niż głupią odwagą – prycha. Nie mogę nie przyznać mu racji... Moja odwaga była głupia. – Choć z drugiej strony mogę ci tylko podziękować. Jeśli ty tu jesteś, Łowcy także znajdą do nas drogę. Mamy zatem czas, by się na nich przygotować – Mężczyzna nagle znajduje się bliżej, łapiąc mnie stanowczo za podbródek i nakazując na siebie spojrzeć. Czuję jak na mojej brodzie pozostawi ślady zwierzęcej krwi.
       - Chcę cię, bratanico... Chcę cię w swoim stadzie. Byłabyś idealnym betą, ewentualnie tropicielem, bądź łowcą.
       - Nie zawsze dostajemy to czego chcemy – pyskuję twardo patrząc w oczy wujka.
       Rasmus się śmieje. Chrypliwie i na pół zwierzęco.
       - Na szczęście mam dość dużą siłę przebicia... Twój nomada jest wilczkiem z potencjałem wiesz? Gdyby nie to, że tak późno się przemienił, już mógłby być kimś znaczącym...
       - O czym mówisz?
       - Wiesz jaki dziś dzień?
       - Czwartek? – Prycham.
       - Dzień Wilczego Przesilenia, Rose. Wiesz co wiąże się z przesileniem? – Rasmus unosi brwi wyczekując ode mnie odpowiedzi.
       - Wolniejsza przemiana?
       - Możliwość tworzenia idealnych wilków... – wujek głaszcze mnie po policzku, na co wzdrygam się i staram odsunąć od niego twarz. – Będziesz idealnym wilkiem...
       - Ugryziesz mnie? – Tylko się śmieje.
       Jakiś chłopak nie wytrzymuje i rzuca się na rozszarpaną łanie leżącą na środku pokoju. Rasmus z warkotem rusza na młodzieńca i szybko go powala.  Warczy mu w twarz, jakby już był w ciele ogromnej bestii.
       - Rim, zabierz ją już do doliny... – rozkazuje wpatrzony w twarz przestraszonego chłopaka. Rudowłosa szarpie mną i wyprowadza z pokoju. Obracam się jeszcze przez ramię, niezgodna gdziekolwiek iść. Ale muszę... Bo nie mam wyboru...
       Rim prowadzi mnie znów korytarzem z torami w podłodze, skręca w lewo, potem idzie prosto i znów skręca. Po kilku metrach czuję powiew słabego powietrza dochodzącego gdzieś z przodu. Dziewczyna rzuca coś po hiszpańsku i ktoś przed nami otwiera właz. Na zewnątrz panuje półmrok.
Rudowłosa wyprowadza mnie z kopalni i popycha co krok w leśną głębinę. Ciemniejące sylwetki drzew są teraz w moich oczach posępne i wrogie.
       Wychodzimy z gąszczu dopiero po dłuższej chwili. Od razu dostrzegam głęboki jar o stromych ścianach. Zatrzymuję się metr przed spadkiem.
       - Skacz – słyszę głos Rim, przemawiającej do mnie po angielsku.
       - Oszalałaś?! Zabiję się!
       - Skacz – Spoglądam na rudowłosą, ale ona nie zamierza czekać. Kiedy się cofam ona bez wahania popycha mnie do przodu. Balansuję na krawędzi, zanim moje stopy ześlizgują się wraz z kamykami. Krzyczę. Okropnie głośno, podczas bolesnego spadania w dół...

_____________________________________________________________
Spóźniona! Ale zaczynałam rozdział co rusz od nowa, bo początek mi nie pasował i nie pasował. Pewnie z czymś przyspieszyłam, pewnie coś spieprzyłam. No jak zawsze. Jest późno, jutro poniedziałek, nie myślę już zupełnie. Mam masę zajęć w szkole i po za nią, więc wybaczcie mi spóźnienia i odwlekane terminy publikacji.
Komentujcie!

20 komentarzy:

  1. Warto było czekać:) Masz coraz fajniejsze pomysły na fabułę, tylko nie rób już takich długich przerw pomiędzy rozdziałami ok?:)

    BlackAngel

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Bardzo lubię twoje opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju *,* cudowne ...fjkdigdpshoshuhdodh <3

    OdpowiedzUsuń
  4. zajebiste !! czekam na nexta. tylko plisss nie rób tak długiej przerwy pliss

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział! Ciekawe czym nas jeszcze zaskoczysz?

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział :D Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie. Cudowna fabuła, zaskakujące pomysły, ciągle jest akcja, nie nudzi się. Świetnie pisane, nie jest to takie durne, ckliwe i przesłodzone jak niektóre książki dla nastolatek teraz. Tylko jest jedno ale i to dość spore ale, mianowicie, jesteś polką, kompletnie nie rozumiem dlaczego piszesz opowiadanie jakby było ono angielskie, angielskie nazwy, imiona, realia. Czy nie mogły to być polskie nazwy i rzeczywistość? Moim zdaniem opowiadanie traci na tym upodabnianiu się do angielskich fantastyk, po prostu nie sprawia wrażenia czegoś oryginalnego i swojskiego. To tylko moje skromne zdanie :) pisz dalej bo jak widać wszyscy w tym i ja czekamy na ciąg dalszy :)
    ~Luminara

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow. Świetny rozdział. Nie mogę doczekać się dalszego ciągu ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekaw fabuła, i intrygujący bohaterowie. Czekam na następne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Posze prosze ( ... ( x100)) prosze pośpiesz się z tym pisaniem ja tu usycham i zaniedługo będe tylko garstką popiołu a to jest niesamowite i chce przeżyć do następnego rozdziału :'( ;-) :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie :D Rozdział będzie w następny weekend, a jak nie zdążę to najpóźniej na 1/2 listopada... No ja wiem że długo to trwa, ja wiem, ale dużo mam pracy naprawdę

      Usuń
  11. Wiem że nie powinnam ciebie tak dręczyć ale pomiędzy 25 a 26 rozdziałem mineło 46 dni ale prosze nie karz mi znowu tyle czekać i napisz kolejny rozdział prosze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz będzie długi weekend. Niech mnie końmi rozerwą jeśli nie zdążę napisać ;) Spokojnie, cały czas mam na uwadze Kroniki.

      Usuń
  12. No właśnie gdzie kolejny rozdział bo już za 2 dni będzie te pechowe 46 dni a to po prostu nie sprawiedliwe że my tu musimy tyle czekać :-( :'(

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiem że jestem nachalna ale już jest południe o_O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie jesteś nachalna spokojnie :) Wiem, wiem, późno wstałam. Jeszcze dokończę, popoprawiam to co zepsułam w nocy i wstawię :)

      Usuń

Komentuj szczerze, kulturalnie i nie bój się wytykać mi błędów ;)