10 lis 2013

XIV. Tajemnica lasu

       W szpitalu spędzam równe dwa tygodnie, więc kiedy dostaję wypis mam ochotę skakać z radości. Bezczynne leżenie w niewygodnym łóżku i gapienie się w popękany sufit jednak nie należy do moich ulubionych czynności. Zwłaszcza kiedy podstawiane mi pod nos jedzenie jest gorsze, niż to podawane na szkolnej stołówce.
       Obrażenia jakich doznałam w noc głupiej imprezy Savannah; mimo, że z początku wyglądające na dość poważne; goją się szybko, a oprócz mnie, nawet lekarz jest tym faktem zaskoczony.
       Stoję przy kontuarze w szpitalnej recepcji, czekając aż pielęgniarka dyżurna skończy wypełniać wszystkie dokumenty związane z moim wypisem. Podpierając się o blat, niecierpliwie wybijam na nim rytm palcami lewej dłoni. Kiedy spojrzeniem błądzę po ścianach, dostrzegam plakat promujący coroczny pobór krwi na rzecz walki z anemią i innymi tego typu chorobami. Wzdycham ciężko. Chciałabym już być w domu, wcinać popcorn przed telewizorem i wydzierać się na postaci z głupich seriali.
       Niespodziewanie zaczynam myśleć o Robin’ie. O tym co on robi w wolnych chwilach...
       Od kiedy trafiłam na oddział intensywnej terapii, ani razu mnie nie odwiedził. A chyba powinien, prawda? To dzięki jego interwencji, nie wykrwawiłam się na trawie. To właśnie Gelles’a uznano za mojego wybawcę.
Swoją drogą, oprócz Maggie, Cam’a i matki, od wielu dni nie widziałam nikogo, prócz gości w białych kitlach. Na przykład Colt’a. Wszyscy jakby nagle postanowili o mnie zapomnieć.
       Może to kolejny dowód na to, że popadam w przesadę?
       Pielęgniarka podsuwa mi pod rękę długopis i kartkę przymocowaną do twardej podkładki.
       - Podpisz się nazwiskiem u dołu i jesteś wolna. – Mówi głosem tak zmęczonym, że przy niej nawet nasza nauczycielka geometrii, o przezwisku „Królowa Zombie”, zdaje się bardziej energiczna.
       Biorę długopis w rękę i szybko kreślę na kartce swoje nazwisko. Pielęgniarka chowa kartę do pojemnej szuflady, wysuwającej się ze ściany za nią i życzy mi miłego dnia. Odwdzięczam się uśmiechem, zarzucając torbę z ubraniami na ramię.
       Przekroczywszy próg oszklonych drzwi szpitala, po raz pierwszy czuję się wolna. Wiatr mierzwi mi włosy, które podczas pobytu w placówce zdrowotnej straciły swój magiczny połysk. Oddycham głęboko, zaraz niespodziewanie dusząc się mocnym zapachem spalin.
       Kaszlę przez chwilę, czując jak szwy na brzuchu zaczynają rezonować. Ktoś naprawdę mocno nienawidzi przyrody, skoro tak bezczelnie zatruwa powietrze taką ilością dwutlenku węgla.
       Otrząsam się po chwili i mimo, że oczy mam nadal załzawione, wypatruję na parkingu znajomego, zielonego neona mojej przyjaciółki. Dziwię się, kiedy zamiast niego podjeżdża do mnie czerwony dadg coronet.
       Za kółkiem siedzi Logan Angelstone i dopiero to każe mi się poważnie nad sobą zastanowić.
       - Pan Angelstone? – Zaczynam kiedy mężczyzna odkręca szybę, by móc ze mną porozmawiać. – Co pan robi w moim samochodzie?
       - Mów mi Logan. – Mężczyzna uśmiecha się do mnie powściągliwie – Robin odstawił twój samochód pod dom, a dziś ja nim po ciebie przyjechałem.
       - Dlaczego? – Nikt mi nie powie, że to nie było trafne pytanie. Dlaczego do jasnej cholery, cioteczny wujek mojego kolegi ze szkoły - do tego ledwo poznany sąsiad – przyjeżdża po mnie, moim własnym dadgem?
       - Wsiadaj, to długa historia... I ma kilka wątków pobocznych. – Logan wysiada i bez pytania odbiera mi torbę z ubraniami, by po chwili wrzucić ją na tylne siedzenie. Obchodzi samochód, a co najdziwniejsze otwiera przede mną drzwi od strony pasażera.
       Z początku chwilę się waham. Nie mam pojęcia jak postąpić, ale w końcu ganiam się w myślach za zbytnią podejrzliwość i wsiadam do środka. Wujek Robin’a odpala silnik za pierwszym razem, co nawet mnie czasami sprawia duży problem, i wyjeżdża ze szpitalnego parkingu.
       Jakiś czas panuje między nami milczenie, a każda jego sekunda sprawia, że mam ochotę przejąć kółko i nadepnąć na hamulec, byle tylko skupić na sobie uwagę Logan’a.
       - A więc – zaczynam wreszcie, skubiąc popękaną skórę na obrzeżu fotela – Zaczniesz w końcu tę długą historię pod tytułem „Jak to bez powodu, przyjechałem po obcą nastolatkę do szpitala, by podrzucić ją do domu, jej własnym autem”, czy mam uznać, że to była delikatniejsza zachęta, niż typowe „Nie pierdol, wskakuj!”?
       Wujek Robin’a spogląda na mnie kątem oka.
       - Przekleństwa do ciebie nie pasują Rosen. – Poucza mnie.
       - Podobno nie pasują do nikogo. Nie zmieniaj tematu. – Burczę w odpowiedzi, ale jednak czuję jak moje policzki lekko się przez to rumienią.
       - Nie zmieniam. Chwytam się pierwszej myśli i zaczynam od końca.
       - A ja wolę początki, więc do rzeczy. Dlaczego to ty po mnie przyjechałeś? Umawiałam się z przyjaciółką.
       - Panną McLiss? Tak wiem. Przekazałem jej, że to nie będzie konieczne.
       - Z powodu?
       - Chciałem sam dopilnować twojego powrotu.
       - Ponieważ?! – Męczą mnie te jego pół słówka i cholernie niejasne wypowiedzi.
       Dla mnie były niejasne i specjalnie przedłużone.
       Jak małe naburmuszone dziecko, zakładam ręce na piersi i czekam aż mężczyzna znów podejmie przerwany wątek. W końcu wzdycha.
       - Przyjechałem po ciebie, bo twoja matka znów wyjechała. Jestem waszym sąsiadem i najbliższym w okolicy Rodge Wood 13 dorosłym, który może się tobą zająć.
       - A co ja mam pięć lat?! – Nie często denerwuję się przy obcych ludziach, ale trzeba mi przyznać, że jestem osobą dość porywczą i... No cóż, nie zasadniczą. – Gdzie znów wyjechała? – Głęboki wdech i napięcie zaczyna opuszczać moje ciało.
       Logan zdaje się nie poruszony moim wybuchem niesprecyzowanej frustracji.
       - Miała pilną robotę w Pineville. Przed wyjazdem przekazała mi klucze do waszego domu i listę tak zwanych obowiązków– uśmiecha się pod nosem. To bardzo ładny i tajemniczy uśmiech.
       - Nie rozumiem. – Przyznaję się po chwili, wpatrzona w przemykające za oknem coroneta, krajobrazy Miasteczka Gold Feather. – Czy ty i moja matka znaliście się wcześniej?
       - Nie wydaje mi się. Pani Summers znała moją babkę.
       - Zaskakuje mnie fakt, że moja matka tak ci ufa. Powierza ci opiekę nad naszym domem i nade mną. Tak po prostu. Nawet ze mną o tym nie porozmawiała. Nie żeby kiedykolwiek wcześniej to robiła... – Moje słowa są przepełnione czymś na kształt goryczy. Każdy byłby rozgoryczony wiedząc, że jego rodzicielka, traktuje go jak zwykły balast, który można komuś podrzucić.
       Logan znów milczy i tym razem nawet chcę, by się nie odzywał.
       Droga na Rodge Wood jest dłuższa niż zazwyczaj...
       - Co jest z Robin’em? – Pytam nagle. Nawet nie wiem kiedy to pytanie wydostaje się z pomiędzy moich warg.
       - A co ma być z Robin’em?
       - Nie odwiedził mnie – zaczynam, ale zdając sobie sprawę z tego, że brzmię niemal jak desperatka, rumienię się i zamykam usta.
       Ręce Angelston’a jakby mocniej zaciskają się na kole kierownicy.
       - Robin ma teraz wiele spraw na głowie. Zbiera dla ciebie zadania z lekcji, pomaga mi w renowacjach, sprzedaje moje obrazy przez internet... To dobry chłopak, stara się...
       - Zbiera dla mnie zadania domowe? – jęczę. – Już widzę ten gigantyczny stos.
       Mężczyzna lekko się śmieje. Cieszę się, że moja przyszła katorga poprawia mu humor.
       - Wracając do Robin’a... – Niech nie myślał, że tak łatwo mu odpuszczę. – I do ciebie...
       - Do mnie? – Dziwi się.
       - Słyszałam twoją rozmowę z moją matką. Zaraz po tym jak odzyskałam przytomność. Staliście pod moim oknem...
       - Rose... – Logan zaczyna ostrzegawczo.
       - Tak mi na imię. Posłuchaj... Mam dość tego co się wokół mnie dzieje, ok.? Nagle z pieprzonej rzeczywistości wpadam w koszmar, który o dziwo nadal rozgrywa się na jawie. Mój ojciec nie żyje, matka jakby specjalnie mnie unika, jakieś coś patrzy na mnie z lasu, a potem atakuje! Widzę spłoszone zwierzęta, nie mówiąc już o tych martwych pod moim oknem! Do tego po domu walają mi się jakieś pieprzone drewniane figurki, a Robin i Colt nienawidzą się od pierwszego wejrzenia – chce mi przerwać, ale nie pozwalam mu. Wszystko to, co zatrzymywałam dla siebie przez tyle dni, nagle wypływa z moich ust, jak woda w przerwanej  tamy. – A potem słyszę rozmowę o bestiach. – Kończę wreszcie i z niemałym zaskoczeniem widzę, jak wujek Robin’a zjeżdża na pobocze i zaciąga ręczny hamulec.
       - To nie jest proste. Śmierć najbliższej osoby – zaczyna, przeczesując włosy ręką. – Posłuchaj, Rose... Są tajemnice, które lepiej pozostawić w spokoju. One powinny być nieosiągalne dla tych, których chce się chronić.
       - Nie potrzebuję ochron tylko wiedzy!
       - Co ona ci da? Kolejne zmartwienia i nieodwracalne szkody. – Głos Logana lekko drży. Wyczuwam w nim niemałe wahanie. – Gdybym mógł, wykasowałbym ci teraz pamięć...
       - Co?
       Mężczyzna łapie mnie nagle za ramiona, a ja mu się wyrywam. Chce bym spojrzała mu w oczy, ale z jakichś przyczyn wiem, że nie mogę.
       Po omacku odnajduję klamkę w drzwiach i wypadam z dadga prosto do rowu. Turlam się po ziemi w dół, aż w końcu ląduję na leśnej ściółce.
       Nie boję się...
       Logan wysiada zaraz po tym jak staję na nogach.
       - Rosen! – Krzyczy, teraz mocniej przestraszony.
       Ten cholerny, tajemniczy facet, albo bardzo dobrze udaje, albo naprawdę widzi coś za moimi plecami... Z trudem dostrzegam, jak jego usta się uchylają i drżą.
       Bardzo powoli odwracam się w stronę lasu, mimo, że wszystko we mnie krzyczy: Nie rób tego do cholery!
       Jednak ja jak zwykle nie słucham.
       Moje ciało automatycznie drętwieje, kiedy widzę ogromnego wilka z obnażonymi kłami.
       Wilka?! Żeby tylko to był ten niski, psowaty zwierz z Animal Planet! To coś przede mną jest ogromne!        Wyższe ode mnie na jakieś pół metra! Jego łapy są rozmiarów moich dwóch złączonych stóp. Wielkie cielsko porasta gęste, szare futro, a uszy przylegają do czaszki zwierzęcia. Długie, białe kły wystają z pomiędzy rozchylonych fafli, a duże, dzikie oczy w kolorze moich własnych, bacznie obserwują każdy mój ruch.
       Logan jakby po otrząśnięciu się z szoku, zbiega z górki, z której ja się sturlałam i staje przede mną z uniesionymi rękoma.
       Monstrualny pies warczy na niego groźnie i jeszcze bardziej kuli się do skoku. Kiedy już myślę, że zwierzę zaatakuje, Logan robi coś niezwykłego. Zaczyna mówić do zwierzęcia bardzo spokojnie.
       - Oddech! No już... Będzie dobrze... Robin’ie błagam, uspokój się!
       Zaraz, zaraz... ROBIN’IE?!




_______________________________________
Witam po raz kolejny z winną miną.
Znów się spóźniłam. -__- 
Tym razem jest odwrotnie! Pomysły mnie rozsadzają, wena kipi...A chęci do pisania jakoś brak xD
Ale dobra, 14 rozdział już mamy :) 
Powiem wam szczerze; planuję coś w głowie, a potem i tak piszę na spontanie...
Moim zdaniem kiepsko mi to wychodzi, ale...Cóż...Chyba każdy autor uważa swoje dzieło za niegodne xd
Tymczasem, dziękuję za liczbę wejść i wiernych czytelników! *,* 
Nie spodziewałam się...
Zapraszam też na bloga koleżanki >>Klik<< 
Oraz na Kosmiczne Video, gdzie od jakiegoś czasu jestem autorką ^^ Można zamawiać u mnie zwiastuny na swoje blogi z opowiadaniami! Łapacz Snów to ja ;)

16 komentarzy:

  1. Jak zwykle to czynisz, pozwalasz mi wpaść w ten dziwnych melancholijny humor, wydobywający z głębi umysłu i świadomości, ten niedosyt i potrzebę bycia bliżej niż pozwalałyby na to konwenanse.
    Innymi słowem, zaczekałem się i nie żałuję :) Podoba mi się rozdział. Nieco paradny, lecz utrzymujesz się w swojej nadzwyczaj dobrej formie twórczej. Czekam na rozwój wypadków :)

    Uszanowanko ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. *O* Czemu najpierw, każesz mi tyle czekać, a później - kiedy jestem już prawie u celu - ty przerywasz?! ;__; Ale za to w jakim stylu przerywasz! XD
    Dobra... Muszę się wziąć za siebie i skończyć pisać rozdział, którego nawet nie zaczęłam... Ale cicho! Ja nic nie mówiłam... ;>
    Weny, słońce!

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurde, o kurde, o kurde.. *_*
    No w takim momencie przerwać, to powinno być karalne. :/
    Zajebisty rozdział. :3
    Czekam z niecierpliwością na kolejny. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogłam się już doczekać :D C
    Czemu Ty mi to robisz? ;-; Ja się tak wciągnęłam, a tu BUM! koniec rozdziału w takim momencie ;_;
    Kocham Cie i nienawidzę jednocześnie xD
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Tajemniczy gość z tego Logana:D Lubie takich :D
    Ale do rzeczy... Rozdział jest... no... ten... ZAJEBISTY!
    Wiedziała, że rozładujesz to napięcie i odkryjesz rąbek tajemnicy ^^ Długo każesz na siebie czekać, ale warto :D
    Już się nie mogę doczekać co będzie dalej :D
    Tylko nie skrzywdź mi Logana O___O

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej trafilam tu niedawno, nie przeczytalam jeszcze wszystkiego ale wciagnelam sie bez reszty! Ile trzeba bedzie czekac na kolejny rozdzial ??:P
    Zapraszam w wolnej chwili rowniez do mnie, ja dopiero zaczynam!
    pamietnikiwampirow2013.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Super. Jejku, masz talent kochana ;)
    Dlaczego musialas akurat w tym miejscu skonczyc rozdzial...hm, trudno poczekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Doczekałam się :)
    Kiedy skończyłam poprzedni rozdział, wchodziłam codzinnie na bloga, sprawdzając czy jest nowy XD
    Ale warto było czekać :D
    Świetna akcja ;*

    Weny, weny i jeszcze raz weny

    OdpowiedzUsuń
  9. O kurcze ;d jestem pozytywnie zaskoczona ;d ta końcówka to było ... aż brak mi słów.. genialne !
    Teraz z niecierpliwością będę czekać na kolejny rozdział ;d


    OdpowiedzUsuń
  10. W takim momencie przerwać to grzech śmiertelny!
    Ale przyznam, że rozbudziłaś moją ciekawość :D
    Czekam na kolejny rozdział.

    Powodzenia w pisaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jaram się twoim blogiem :*
    Codziennie sprawdzam czy przypadkiem nie nawiedziła cię wena i nie dodałaś trochę wcześniej rozdziału a tu co proszę...moje marzenie się spełniło.
    Rozdział super tak jak inne ale mam jedno ale...dlaczego musiałaś zatrzymać się akurat w tym miejscu. Oczywiście też jaram się Robinem <3
    Życzę powodzenia w pisaniu :3

    OdpowiedzUsuń
  12. Mój głos na Robina :D
    Fajny rozdział. Zaczyna się rozkręcać. Normalnie widzę to jak film :D

    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  13. To jest mega swietne!!! Kidy nastepna nota? Nie karz dluzej czekac...

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetne opowiadanie :)
    Bardzo wciąga. Przeczytałam wszystkie rozdziały jednym tchem :)
    Czekam na dalsze losy bohaterów :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ech dlaczego to jest takie oczywiste? Jak w Zmierzchu, kiedy na samym początku domyślasz się, że Edward jest wampirem a Jacob wilkołakiem, tak tu od kilku rozdziałów niestety można się było tego domyślić :( Nie chciałam jeszcze wtedy nic pisać, bo mimo wszystko miałam nadzieję, że się mylę, ale jednak nie.. zawiodła mnie ta przewidywalność i klasyka jak z filmu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz :( Nie chciałam być przewidywalna i znów nie wyszło tak jak chciałam. W każdym razie Robin miał być i jest wilkołakiem. To łatwo można przewidzieć przyznaję.
      Ale błagam nie porównuj mojego opowiadania do Zmierzch
      Może ciąg dalszy będzie jeszcze zaskakujący?

      Usuń

Komentuj szczerze, kulturalnie i nie bój się wytykać mi błędów ;)