20 kwi 2014

XXII. Forteca

       Motocyklista nie zwraca uwagi na moje krzyki, ani próby zeskoczenia z motocykla. Wiem jak bardzo mu ciążę i jak wiele wysiłku wkłada w to, by jechać prosto przy stałej prędkości, która swoją drogą wykracza ponad dozwoloną na tym odcinku. Jego ramiona wciąż więżą mnie między sobą, a pęd powietrza, uderzającego mnie w twarz nie pozwala patrzeć prosto. Wciąż jestem zmuszona mrużyć łzawiące oczy. Dostrzegam jedynie kontury pędzącego przed nami jeepa. Obejmuję się ramionami, czując jak uda motocyklisty w kasku mocniej napierają na moje. Zarumieniłabym się, gdybym widziała w tym coś więcej niż tylko chęć utrzymania mnie na siodełku.
       Jadący przed nami jeep miga światłami i po chwili skręca ostro w lewo. My robimy to zaraz za nim, podobnie jak dwa następne samochody jadące za naszym motocyklem. Jeszcze przez jakiś czas łamiemy przepisy ruchu drogowego, tyczące się prędkości, ale po pewnym czasie powoli zwalniamy.
       Zatrzymujemy się dopiero przed gigantyczną, stalową bramą porośniętą bluszczem. Kierowca jeepa wystawia rękę za okno i naciska na guzik w białym domofonie, umieszczonym na dospawanym słupie bramy. Coś piszczy przez chwilę, zanim stalowe wrota automatycznie się przed nami otwierają.
       Wjeżdżamy na długi podjazd wysypany żwirem. Póki mogę wszystkiemu staram się przyjrzeć z uwagą.
       Teren jest dość spory, choć po za piętrową willą i budynkiem stojącym wolno po jej lewej stronie, jest tu tylko mały placyk i równie mały parking, na którym właśnie kradniemy miejsce. Silniki gasną i otwierają się drzwiczki od każdej strony. Z samochodów wychodzą po trzy, czasem cztery osoby, nie licząc kierowców. Co mnie zaskakuje, są to osoby, które znam! Poczynając od koleżanki mojej matki, przez posterunkowego z miasteczkowego komisariatu, a kończąc na bibliotekarce, poprawiającej właśnie pistolet przymocowany do paska spodni!
       Trzęsę się jak osika, obserwując ich wszystkich. Każdy bez wyjątku ma tak samo poważną minę.
       Tymczasem mój kierowca ściąga z głowy kask i przeczesuje palcami czarne jak noc włosy. Odwracam się lekko spoglądając w oczy Colt’a.
       - Następnym razem nie wierć się, jakbym miał cię zgwałcić na tym motocyklu. – Burczy po prostu i schodzi z maszyny ściągając mnie zaraz za sobą. Odsuwam się od niego natychmiast i staję po drugiej stronie czerwonej aprilli.
       - Nie będzie następnego razu...
       Chłopak chce się już odezwać, a ja wiem, że zaraz rzuci coś kąśliwego, ale przerywa mu jeden z mężczyzn, siedzący w trzecim jeepie.
       - Colt! Pomóż mi z nim! – Wypycha z siedzenia pasażera poobijanego Logan’a.
       Reaguję zanim robi to Colt. Podbiegam do samochodu oferując swoje ramię rannemu mężczyźnie. Jest na wpół przytomny, a jego głowa krwawi. Podobnie z resztą, jak parę innych części jego zmaltretowanego ciała.
       Angelstone uchyla powieki w niemej walce o świadomość. Spogląda na mnie i chyba się lekko uśmiecha, ale równie dobrze może to być grymas wywołany bólem. Trudno stwierdzić w tej sytuacji. Po chwili, w stabilniejszy uchwyt, bierze mężczyznę mój były chłopak. Pomagając mu iść, razem zmierzamy tam gdzie cała reszta. Do drzwi piętrowej willi.
       W środku panuje lekki rozgardiasz. W szerokim holu kręci się zbyt wielu ludzi, czyniąc przestrzeń nieco mniejszą. Colt nie zamierza jak ja, czekać, aż tłum się przerzedzi, lub zejdzie na bok. On od razu przepycha się w stronę schodów na piętro. Wciągamy Anglestone’a stopień po stopniu, aż wreszcie stajemy na piętrze. Z dołu ktoś znów woła Colt’a.
       - Chwila! – Odkrzykuje chłopak i patrzy na mnie, dzierżącą omdlałe ciało Logan’a. – Zaprowadź go do pierwszego pokoju z lewej. Zaraz przyjdę. – Jego ostry ton prawie doprowadza mnie do płaczu. Sytuacja również jest idealna ku temu, bym zaczęła panicznie ryczeć, bujając się na piętach w jakimś kącie.
       Colt chyba zauważa ten strach w moich oczach i unosi rękę, kładąc mi dłoń na policzku. Przejeżdża kciukiem po mojej żuchwie.
       - Nie rycz, Rose. Płacz w niczym nie pomaga. Jesteś silna, dasz sobie radę. A teraz zaprowadź to gówno do pokoju. – Wskazuje korytarz, a sam znika znów na schodach.
       Słyszę jego kroki. Głośne tupanie. Wszyscy zdają się tupać. Biegać, chodzić coraz bardziej chaotycznie. To wszystko odbija się echem w mojej głowie i nie umiem tego przerwać.
       W końcu prowadzę Logan’a do wskazanego przez Colt’a pokoju. Z początku miałam nadzieję, że to coś w stylu prowizorycznego szpitalika, jak na starych filmach historycznych. Pokój przerobiony na salę medyczną, w celu szybkiego postawienia żołnierza na nogi. Ale nie. Pokój był zwykłym pokojem, z łóżkiem na środku i paroma innymi meblami po bokach. Jakoś nie miałam czasu się rozglądać, czując jak Logan wymyka mi się z rąk.
       Zanim jednak upada, ktoś pomaga mi powstrzymać jego ciało przed bolesnym zderzeniem z podłogą. Spoglądam na Camerota. Brata mojej przyjaciółki przejmującego ode mnie nieprzytomnego Angelstone’a.
       - Co ty tutaj robisz? – Pytam piskliwie.
       - Miałem zapytać o to samo – mamrocze kładąc wreszcie Logan’a na miękkim materacu łóżka.
       Mężczyzna jęczy z bólu i sam przewraca się na bok. Jego koszula jest rozerwana na plecach w trzech miejscach i wygląda jak po ataku niedźwiedzia.
       Podsuwam się do niego i spoglądam na krwawiące rany.
       - Przynieś apteczkę. Trzeba go opatrzyć – rzucam do Came’a czekając na reakcję. Widzę ją dopiero po dłużej chwili, kiedy niecierpliwie na niego zerkam. – No rusz się!
       Chłopak znika za przyległymi do sypialni drzwiami i wraca z czerwoną skrzyneczką, na której ktoś wykleił krzyżyk pierwszej pomocy. Podaje mi ją natychmiast.
       Otwieram zatrzask zaglądając do środka. Wyjmuję nożyczki, gazę i wodę utlenioną. Przez chwilę patrzę na zwitek bandaża elastycznego. Jest niewystarczający.
       - Pomóż mi z tym – podaję mu jedną z gaz, wcześniej nasączając ją wodą utlenioną. Rzucam mu też bandaż. – Zajmij się raną na głowie, a potem przynieś mi dłuższy bandaż. – Sama nie rozumiem jak w jednej chwili mogę być bliska paniki, a w następnej znajdować tyle spokoju, by dyrygować kimś innym.
       Kolejna wielka tajemnica, Rose.
       Prycham cicho pod nosem, zwracając na siebie uwagę Came’a. Ignoruję go, zajmując się przecinaniem skrawków koszuli Logan’a. Odrzucam strzępki materiału na bok, coraz bardziej odsłaniając wyryte w ciele mężczyzny, ślady pazurów. Nie mam wątpliwości, że nie należą one do niedźwiedzia... Tylko gigantycznego wilka. Jednego z gigantycznych wilków, których skowyt niesie się lasem w ciągu nocy.
       Odrzucam rozmyślanie o tym, na nowo skupiając się na swoim zadaniu. Zabawie w pielęgniarkę.
       Przykładam gazę do jednego z ogromnych rozcięć i słyszę jak Logan jęczy. Widzę napinające się mięśnie mężczyzny i choć bym chciała, nie mogę teraz przestać sprawiać mu bólu.
       - Zaraz przejdzie, obiecuję... – Szepczę nerwowo nad jego uchem, patrząc na Camerot’a, zwinnie owijającego głowę Angelstone’a elastycznym bandażem.
       Chłopak wstaje i w drzwiach odwraca się jeszcze by spytać:
       - Jak dużo potrzebujesz i czy ma być normalny, czy elastyczny?
       - Na tyle, bym mogła owinąć jego tors – zaczęłam pokazując rękoma czynność, którą zamierzam wykonać. W sumie sama nie wiedziałam po co. – I lepiej byłoby chyba normalnym... Przynieś też więcej gaz i paracetamol. – Chłopak kiwnął głową i znikł za drzwiami.
       Wszystko co się teraz działo było tak potwornie pokopane, że chwilowo nie miałam głowy do tego, by postarać się to wszystko jakoś poukładać.
       Ważniejszy był Logan i to, że był ranny. Choć z drugiej strony ważny też był Robin, którego nie udało mi się uwolnić z przeklętej klatki. Patrząc na to z drugiej strony, znaleźliśmy się w tych klatkach... W ogóle w całej tej sytuacji tylko dlatego, że nikt nie był ze mną szczery od początku. Może i bym nie uwierzyła, gdyby ktoś stanął przede mną i powiedzia: „Ej, Rose, wiesz... Jestem wilkołakiem i w sumie to wiem więcej o twojej rodzinie niż ty sama. A tak po za tym, na lunch są dziś klopsiki...” Ale umówmy się, każda informacja byłaby lepsza od jakiegokolwiek ich braku.
       Przyłapuję się na tym, że zaciskam i rozluźniam uchwyt na skrawku gazy, przez co wsiąknięta w nią krew spływa mi po rękach i plami pościel. Odkładam ją więc na bok, przyglądając się temu, co na chwilę obecną udało mi się zrobić z pocharatanymi plecami Logan’a.
       Mężczyzna przez chwilę nie daje znaku życia, co automatycznie podkręca moje tętno. Jednak zaraz potem robi nagły, głęboki wdech, jakby przez tę chwilę był gdzieś głęboko pod wodą i wstrzymywał powietrze.
       Chce się odwrócić, ale nie pozwalam mu na to, przytrzymując jego barki.
       - Rose... – Krztusi z siebie – Rose, gdzie Robin? – Pierwsze pytanie i pierwsze odebrane nadzieje na podziękowanie z jego strony. – Rose! – Ponagla mnie.
       - Został tam. – Mój głos jest jeszcze bardziej zachrypnięty niż parę minut temu. – Został w klatce, nie zdążyłam jej otworzyć...
       Logan chyba klnie pod nosem i chce się podnieść. Trzymam go jednak za bark i na to nie pozwalam.
       - Muszę po niego iść!
       - W tym stanie? Przeciw całemu stadu rozjuszonych, wilkopodobnych świrów?! Zapomnij!
       - Ty nic nie rozumiesz...
       - Bo jakoś nikt nie raczył mi wytłumaczyć! Do ostatniej chwili! – Puszczam go, by moja złość nie wpłynęła na siłę uścisku. Naprawdę chciałabym umieć zatrzymywać w sobie spokój na dłużej.
       Angelstone patrzy na mnie z uwagą, powoli podciągając się do siadu. Widzę jego starania o nie wykrzywianie się z bólu.
       W końcu prostuje plecy opierając się jedynie barkami o ramę łóżka.
       - Czym jesteś? – Pytam.
       Odpowiada mi milczenie, więc chcę powtórzyć pytanie, ale Logan wreszcie mówi.
       - Bratem Krwi Robin’a.
       - Co to znaczy? – Zaciskam pięści. – Mów jaśniej.
       - To znaczy, Rose, że jeśli jutrzejszej nocy, kiedy nastanie pierwsza pełnia tego miesiąca, i nie będzie przy mnie Robin’ie... Co więcej, jeśli Robin zostanie tam gdzie jest w chwili obecnej... Obu nas czeka pewna śmierć.
       Teraz ja milczę. Przez chwilę.
       - Dlaczego?
       - Bo Robin jeszcze nie odczuł, czym jest zmiana w czasie pełni księżyca i to ja miałem mu w tym pomóc. Przemienił się po raz pierwszy i na jego szczęście przemiana trwałą długo i boleśnie...
       - Na szczęści?! – Prycham, uznając słowa Logan’a za żart. Ale on nie żartuje. Jest poważny.
       - Rose, jeśli chcesz zrozumieć to słuchaj i nie przerywaj! Jeśli nie ja, nikt stąd niczego ci nie wyjaśni. Ukrywali to przed tobą zbyt długo i nie pozwolą sobie tak po prostu cię wtajemniczyć...
       - Ale ty to zrobisz... Dlaczego?
       - Dlatego, że tylko nam tutaj zależy na Robin’ie. – Rumienię się. W sumie nie wiem dlaczego, bo mężczyzna mówi samą prawdę.
       - Mów.
       - W porządku... Po pierwsze, wilkołakiem nie można się urodzić. Znaczy nie zawsze można się nim urodzić, bo wilkołaczyca w ciąży to widok tak rzadki, jak gruszka rosnąca na wierzbie. Jeszcze rzadszy widok stanowi wilczyca, która donosiła ciążę odpowiednią ilość miesięcy, a zmiany w czasie pełni nie doprowadziły do poronienia. Dlatego wilki się tworzy... Ale do tego też jest zasada...
       - Instrukcja obsługi: „Jak dostać włochatego dupska raz na miesiąc” – przerywam ponuro.
       - Nie żartuj teraz! – Poucza mnie Logan nerwowo. – Żeby zostać wilkołakiem, trzeba mieć w sobie wilka. Trzeba być jego połową. Wilczyce nie płodzą dzieci wilków, ani ludzi, ale wilki mogą płodzić dzieci z normalnymi kobietami. W ten sposób zaszczepiają w potomkach swoją naturę, którą budzi w swoim czasie ugryzienie. Podczas pełni. Najlepiej ugryzienie ojca, lub alfy stada w wilczej postaci... – Angelstone bierze głęboki wdech, zanim kontynuuje – Robin to taki właśnie dzieciak. Połówka wilka. W sumie już całość. Jego ojciec ugryzł go w jego siedemnaste urodziny. Taki prezent. – Burknął widać niezadowolony – Ale problem w tym, że po ugryzieniu nigdy nie wiesz, kiedy natura wilka przeważy nad ludzką i w pełni się w tobie obudzi. Jeśli przemienisz się pierwszy raz, bez pełni... Super! Większa szansa, że w jej czasie zachowasz jakikolwiek człowiecze myśli i instynkty. Jednak bezwarunkowo, pierwsza pełnia wilkołaka jest tą najbardziej dla niego i innych niebezpieczną. To nie jest tak, że połowa twojego umysłu działa tak, połowa inaczej. Jeśli jesteś w ludzkim ciele, działasz jak człowiek, ale kiedy światło księżyca wymusza na tobie zmianę kształtu, zaczynasz myśleć jak zwierzę, którym się stajesz. Zachowujesz ludzką pamięć, ale naprawdę garstka wilkołaków korzysta z niej będąc w ciele bestii.
       - Przecież wilki Rasmusa przemieniały się dziś... bez pełni... Jak to działa? Można przemieniać się kiedy ma się na to ochotę?
       - Nie. Nie zawsze. Wilki Rasmusa przemieniły się na jego rozkaz. Rozkaz alfy, jest tak samo bezwzględny jak sam księżyc. – Kiwam głową na znak, że rozumiem. Teraz rozumiem. Książki nie mówią tego w tak klarowny i przejrzysty sposób. Większość z nich to bełkot o niebezpieczeństwie i ofiarach...
       - Co zatem oznacza określenie Brat Krwi?
       - Kiedy widziałaś Robin’a, on omal cię nie zaatakował. Wtedy stanąłem przed tobą... Jego wilk mi się poddał, znaczy nie dosłownie... Wilki się nie poddają... Chodzi o to, że przyjął mnie jako brata krwi, czyli kogoś, kto pomoże mu przejść pierwszą pełnię.
       - Każdy ma brata krwi?
       - Nie. To również jest rzadki odzew, ściśle związany z powiązaniami rodzinnymi.
       - Więc jesteś zwykłym człowiekiem?
       Podrapał się po karku i westchnął.
       - Niestety... Musisz mi pomóc, Rosen. Pomóc dostać się do Robin’a, albo jemu uciec od tamtego stada...
       Właśnie miałam zadać kolejne „trafne” pytanie, kiedy do pokoju wszedł Camerot z bandażami, a towarzyszyła mu... Jego młodsza siostra. Logan zamilkł udając dalej omdlałego.
       - Maggie?!
       - Rose... Nie powinno cię tu być.
       - Nie – warknęłam. – Nie powinno być tu nikogo, kogo znam... – Spojrzałam na Anglestone’a przymykającego powieki. Zanim je na dobre zamknął zauważyłam błysk w jego prawym oku. 
       Niema prośba...




_____________________________________________________
Niespodzianka na święta! A co! 
Jest tak późno (albo tak wcześnie), że już nie widzę literek na klawiaturze, a odskakujące wciąż "l" i "m" zdają mi się po prostu zaraz odlecieć i nie wrócić. 
Pisałam ten rozdział od...no w każdym razie długo.
Na chwilę obecną nie chce mi się go dodatkowo sprawdzać, dlatego zrobię to jak wstanę. 
Za pomyłki przepraszam (mówię: Wstanę, poprawię.) Akapity też się zbuntowały...ja nie wiem...
Tytuł rozdziału tak nietrafiony, że aż kole w oczy, ale to też poprawię, jak wpadnę na lepszy. 
A może wy macie pomysł?
Komentujcie! 
Tym razem zwiększam limicik, ok? 
15 komentarzy = nowy rozdział. 
Pozdrawiam...Idę wreszcie spać...
Łapa ;)

18 komentarzy:

  1. Rozdział jak każdy wie...SUPER!!! <3
    Coraz więcej niespodzianek..wow.
    Szkoda mi Robina i jestem bardzo bardzo ciekawa czy Rose też jest/będzie wilkołakiem :*
    Pozdrawiam, życzę dużo weny i mam nadzieję że na kolejny rozdział nie będziemy musieli czekać tak długo.
    PS: Wesołych Świąt, smacznego jajka i mokrego dyngu :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo wszystko to przyjemny rozdział, choć powstał z opisanej przez ciebie tragedii i kolejnych przeplatajacych się ze soba tajemnic :)
    Zastanawiałem się kim właściwie bedzie Colt i Logan, ale i tak mnie zaskoczyłaś :) Brawo, bo nie każdemu się to udaje.
    Czekam jeszcze na babcie jadąca na rowerze, ktora nagle z koszyczka przy kierownicy wyciaga dwa pistolety i jadąc bez trzymanki, strzela do tych złychXD
    Czekam na kolejny rozdzial.
    Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem tego opowiadania.Chyba jedno z najlepszych jakie dotąd czytałam ;) akcja rozgrywa sie powoli a nie jak w innych bardzo szybko co niosło konsekwencje, że szybko sie kończyło... Jestem ciekawa kolejnych części i tajemnicy lasów Gold Feather no i co sie stanie z Robinem i Rose a także co w willi robili Camerot i Maggie oraz pozostali.Psss.. miło było by zobaczyć opowiadanie w wersji książki <3 z niecierpliwością czekam na kolejne części.Pozdrawiam ;) ~Elektra

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie napisane , wesołych świąt .
    POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
  5. To dlatego nie zabrali Robcia. Bo konkurencja XD
    Fajny rozdział. Ciekawa akcja i świetna tajemnica :)
    Czekam na dalsze losy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny jak zawsze. Wszyscy, których Rose zna są w to zamieszani? To może się jeszcze bardziej skomplikować. Czekam niecierpliwie na następny rozdział. c;

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, mam nadzieję, że uratują Robina. Rozdział świetny, opłacało się tyle czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. O__________O
    Ten rozdział...
    jest...
    totalnie...
    niesamowicie...
    zadziwiająco...
    świetny!!
    Postarałaś się :D To widać :D
    Mmm... Boska klata Logana. Mogły być bardziej soczyste opisy jego ciałka ^^ Oj tam Robin... Pewnie nic mu nie będzie. To Loganiuś cierpi!
    Cóż dodać... moja bibliotekarka jest niska i grubiutka. Ma już swoje lata. Ale i tak wyobraziłam sobie właśnie jak wysiada z tego samochodu z giwerą XD
    I komentarz tego twojego pana Gabriela, też pobudził moja wyobraźnie XD Widziałam to niedawno w filmie Hot Fuzz i uważam że śweitnie pasuje XD
    No MEGA się postarałaś :D Choć trzeba długo na ciebie czekać... :(
    Czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział świetny, kochana masz talent! /A.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ależ długo to trwało. Ale opłacało się czekać :)
    Świetny rozdział. Na prawdę mi się podoba :D
    Colt coraz bardziej mi się podoba :D
    Czekam dalszego ciągu :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział super i czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Naprawde wciagasz. Nigdy nie sadzilam ze mnie tak to wciagnie. Ciagnj tak dalej ...

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetnie, świetnie, świetnie! Powoli wszystko się wyjaśnia. A już myślałam, że Logan też jest taki jak Robin, tylko nie umie się przemieniać w wilka...

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo fajne jest to twoje opowiadanie, super się je czyta. Czekam na ciąg dalszy mam nadzieję, że niedługo się pojawi.

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo fajnie piszesz. Czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Twój blog pojawił się u mnie w zakładce "Polecane" ps. super rozdział //Angela :)

    OdpowiedzUsuń
  17. No! Kawał dobrej roboty! ;)

    I to zniecierpliwienie: "Co będzie dalej?!"

    Czekam na następny... Jak chyba wszyscy z resztą :) <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Ciekawe i wciągające opowiadanie :D Przeczytałam całość w jeden dzień.

    OdpowiedzUsuń

Komentuj szczerze, kulturalnie i nie bój się wytykać mi błędów ;)