22 gru 2013

XVI. Wilkołaki i Opiekunowie

       Przewracam kartki w tomie, odczytując kolejne zapisane na nich słowa. Coraz silniej odczuwam wewnętrzny niepokój, który pojawił się zaraz po tym, jak przekroczyłam próg tego pokoju. Przed oczami przeskakują mi różne nazwy i ich znaczenia, aż w końcu nie wytrzymuję i zamykam książkę przeczesując włosy ręką.
       - To żart? – Pytam, spoglądając na Logana wpatrzonego w rozciągający się za oknem las. Mężczyzna ma założone na piersi ręce i nerwowo przesuwa kciukiem po swojej dolnej wardze.
       - To żart? – Powtarzam pytanie wstając od stolika i popychając zamkniętą księgę na jego środek. Napis na okładce, wykonany w całości ze srebra, co róż każe mi na siebie spojrzeć.
       Kręcę głową, przystępuję z nogi na nogę i za pewne wykonuję jeszcze parę nerwowych ruchów, zanim moja cierpliwość zostaje naciągnięta na odpowiednią granicę.
       - To chore – stwierdzam i dopiero tym zwracam uwagę Logana. – Słyszysz? Jesteście stuknięci. – Cofam się o kilka kroków w stronę wyjścia.
       - Wypierasz to, bo to tak oczywiste, czy dlatego, że tak bardzo niewiarygodne? – Odpowiada pytaniem na pytanie i przez chwilę układam w głowie plan zamordowania go tą grubą księgą.
       - Nie – mówię z nerwowym uśmiechem na twarzy. – Bo to jest cholernie nie możliwe.
       Logan zgrabnie ześlizguje się z parapetu okna, na którym do tej pory siedział i sięga po tom leżący na stole. Dźwiga go i przez chwile na niego patrzy.
       - Nie wiem po co kazałem ci to czytać. To same brednie. – Wzrusza ramionami, podchodząc z księgą do jednego z regałów przy ścianie. Delikatnie odkłada tom na jego poprzednie miejsce i odwraca się do mnie. Zaciska usta. – Nie wiem co z tobą zrobić. W sumie coś powinienem – wplata rękę we włosy i przez chwilę drapie się po głowie. – Nie jestem najlepszy w podejmowaniu takich decyzji.
       Unoszę brew i też zaciskam usta.
       - Ja mam pewien pomysł. Idę stąd.
       - Nie masz gdzie iść.
       - Do domu, to ten duży budynek... No wiesz, obok. – Wskazuję kciukiem kierunek i odwracam się na pięcie, by wyjść.
       W przejściu wpadam na Robin’a i aż piszczę, bezwiednie wymachując rękoma na wszystkie strony świata. Jestem na skraju załamania nerwowego, a ten chłopak, wilk, czy czymkolwiek Robin jest, tak po prostu sobie tu... stoi.
       - Dlaczego miałem to w barku? – Unosi do góry zmiażdżoną kulę z mojego pistoletu. – Nie bardzo pamiętam co się stało. Rose? – Dziwi go mój widok. Zdaje mi się niezwykle wyczerpany i zagubiony. To drugie uczucie jestem w stanie porównać z rozkojarzeniem tamtego szarego bydlęcia szczerzącego kły na skraju lasu.
       Cofam się przed chłopakiem. To instynktowne i nie mam na to większego wpływu. Robin przekrzywia głowę w bok, najwidoczniej nie rozumiejąc do końca mojej reakcji. Błysk zrozumienia pojawia się w jego oczach dopiero chwilę później. Spogląda niepewnie na Logan’a.
       - Wujku? – Skomli. Ten dźwięk tak bardzo przypomina wilczy pisk, że nie jestem w stanie tak po prostu sobie tutaj stać i patrzyć. Jednak kiedy chcę przejść, blondyn tarasuje mi drogę barkiem, który mogłabym przysiąc, wyglądał okropnie jakieś pół godziny temu.
       - Przepuść mnie – mówię dość słabo, bo nagle zasycha mi w gardle.
       - Widziałaś? – Chłopak zadaje pytanie, łapiąc moje ramiona i lekko je ściskając. Jemu wydaje się, że uścisk jest lekki, ja natomiast czuję jak jego ręce miażdżą mi kości. Krzywię się.
Logan staje przy mnie i patrzy na Robin’a. Chłopak w końcu mnie puszcza.
       - Tak, widziała. – Odpowiada za mnie wujek blondyna. – Musimy porozmawiać, Rob. – Klepie krewnego po ramieniu i mija mnie, by razem z chłopakiem opuścić biblioteczkę. – Rose? Będzie dobrze jeśli i ty zejdziesz z nami na dół. Zrobię herbaty i obiecuję, że każde z was otrzyma ode mnie wyczerpującą odpowiedź na każde pytanie.
       Przez chwilę myślę czy to dobry pomysł. W sumie nie mam nic do stracenia.
       Gdyby chcieli mnie zabić...
       Kręcę głową, by odpędzić nieracjonalne myśli. Przystaję w końcu na propozycję Angelston’a i całą trójką schodzimy do kuchni.


       Kiedy woda na herbatę się zagotowuje, Logan zalewa trzy kubki i stawia je na stole przede mną i Robin’em. Chłopak od dłuższego czasu unika mojego spojrzenia, a ja nawet nie próbuję go szukać. Atmosfera jest gorzej niż napięta i zdaje mi się, że tylko ja nie wiem dlaczego panuje między nami tak grobowa cisza.
       W końcu wujek Robin’a zajmuje swoje miejsce naprzeciwko mnie i chłopaka, grzejąc ręce o swój kubek.
       - W porządku. Zaczniemy od Rosen, bo jak na razie wie najmniej – uśmiecha się do mnie z miną, która kojarzy mi się jedynie z uprzejmością. Rozkłada ręce. – Pytaj.
       - Jak to się stało? – To było pierwsze pytanie jakie przyszło mi na myśl, więc uznałam je za dość odpowiednie. Dość.
       - Sprecyzujesz to? – Mężczyzna unosi brwi.
       Wzdycham ciężko, szperając w głowie, by znaleźć odpowiednie słowa.
       - Chodzi mi o to, jak to się stało, że Robin...
       - Stał się wilkołakiem? Masz na myśli sposoby przeistoczenia się? – Podpowiada Angelstone.
       Kiwam niepewnie głową.
       - W porządku. Teraz rozumiem. – Logan przeczesuje włosy ręką. – Robin został ugryziony.
       - Czyli, że to prawda? Wystarczy ugryzienie żeby... się zmienić?
       - Nie dokładnie. Potrzeba ugryzienia konkretnego osobnika, a i tak nie zawsze to zadziała, jeśli nie jesteś odpowiednia. – Tłumaczy mężczyzna, starając się użyć jak najdokładniejszych słów.
       - To znaczy, że to co zaatakowało mnie w lesie... Ja też mogę stać się wilkołakiem? – piszczę.
       - Wątpię. – Angelstone od razu udziela odpowiedzi, chcąc mnie uspokoić. – Ale masz rację. To nie było zwyczajne zwierzę.
       - Jest was tu więcej?
       - Stado. – Robin odezwał się po raz pierwszy, odkąd zeszliśmy z piętra. – Całe cholerne stado.
       - Łączycie się w watahy?
       - Jak zwykłe wilki. – Wujek chłopka wzrusza ramionami.
       - To wasze stado? – Unoszę brwi, starając się z całych sił być spokojną.
       Zapada cisza. Logan i Robin wymieniają znaczące spojrzenia, po czym ten młodszy wstaje od stołu i podchodzi do kuchennego blatu.
       - Nie – mówi cicho, patrząc przez małe okno nad zlewozmywakiem. – Nie, to nie nasze stado.
       - Więc czyje? I po co tu jesteście?
       Szczęka Logan’a lekko drży, a potem się zaciska.
       - Nie wiemy. – Odpowiada w końcu. – Nie wiemy kim są tamci. Jesteśmy jednak świadomi, że stanowią pewnego rodzaju niebezpieczeństwo dla tutejszych mieszkańców.
       - Nie, wilkołaki i niebezpieczeństwo? – Prycham. Sarkazm prawdopodobnie w niczym mi tu nie pomoże, ale przynajmniej jest w jakiejś części moją jedyną bronią przed natłokiem nieprawdopodobnych informacji.
       - Rose, wiemy, że jest to dla ciebie trudne do zrozumienia, ale...
       - Ale co?! – Podnoszę głos nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
       Logan wzdycha i nie kończy myśli. Znów panuje między nami cisza, dopóki nie decyduję się zmienić tematu.
       - Pójdę do siebie.
       - Dziś miałaś nocować u nas...
       - Naprawdę sądzicie, że dałabym teraz radę spać pod jednym dachem z wilkołakiem i jego stwórcą?
       - Nie ugryzłem Robin’a – krzywi się Angelstone. – Źle to odebrałaś.
       - Moim stwórcą jest mój ojciec – burczy Robin odwracając wzrok nieznacznie ku nam. – Po urodzeniu byłem pół wilkiem, a mój ojciec zmienił mnie w bestię. Udało mu się właśnie dlatego, że już miałem w sobie wilczy gen. – I urywa.
       Nie wiem co powiedzieć. To wyznanie jest dla mnie dość nieoczekiwane i nawet Logan unosi brwi zdziwiony szczerością swojego krewniaka. Przez dłuższy czas siedzę przy stole niespiesznie sącząc herbatę i głęboko rozmyślając nad wszystkim czego w tak krótkim czasie się dowiedziałam.
       Pierwszy szok już mija i pozostaje tylko jego głuche echo, gdzieś wewnątrz mnie. Nagle przypominam sobie jedno słowo z księgi, którą kazał mi czytać Angelstone.
       - Co to znaczy Caomhnóir? – Pytam niepewnie.
       - Opiekun. – Odpowiadają mi obaj jednocześnie.
       - Co to ma wspólnego z likantropią?
       - Opiekunowie byli uważani za kogoś, w rodzaju powierników największych tajemnic alf, w stadach wilkołaczych. Szanowano ich, czasami nawet lekko się bano. Mieli talent do uspokojenia wilków nawet w czasie pełni księżyca. Ludzie mylili ich z wilkami beta. Jednak opiekunowie sami w sobie nie przemieniali się w bestie. Strzegli ich jedynie.
       - Skoro istnieją wilkołaki i opiekunowie... To co jeszcze? Wampiry? – Unoszę jedną brew.
       - Nie, nie spotkałem się jeszcze z żadnym, więc można mieć nadzieję, że to nie istnieje. Jednak są Amaroki i Łowcy. – Odpowiada Logan.
       - Łowców znam z opowieści i filmów, ale Amaroki? – Nigdy nie zdarzyło mi się słyszeć o czymś takim.
       - Tej nazwy stosuje się od pewnego czasu. Lepszej widać nie było – burknął Robin, wreszcie odwracając się do nas przodem. Logan zerka na niego ukradkiem, zanim udziela mi odpowiedzi.
       - W legendach plemion północnych, szczególnie Inuitów, Amarok był wielkim wilkiem samotnikiem, który zabijał ludzi stających mu na drodze.
       - Albo im pomagał – wtrąca się blondyn stojący przy oknie.- Ale to było bardzo rzadko spotykane.
       Kiwam głową. Teraz naprawdę nie chcę przyswajać żadnej wiedzy na temat istot, które do tej pory były dla mnie jedynie postaciami z horrorów.
       Przymykam oczy.
       - Ach, zapomniałem ci powiedzieć, Rose... Odnowiłem twój obraz. – Napomyka cicho Logan.
       - To świetnie, ile jestem ci winna?
       - Masz to u mnie za darmo, zasłużyłaś – słyszę jak szurają nogi krzesła, kiedy mężczyzna wstaje od stołu i znika za przejściem.
       Robin patrzy na mnie, kiedy uchylam jedną powiekę. Wydaje się roztargniony, a jego policzki lekko zaczerwienione.
       Nic nie mówi. Nie ma zamiaru się do mnie zwracać. Zagryzam dolną wargę i zaczesuję włosy w tył, by nie wpadały mi do oczu.
       Po chwili w łuku kuchennym staje Logan, trzymając obraz w obu rękach.
       Przez chwilę, w całkowitym milczeniu pochłaniam widok kobiety w chuście, zasłaniającej pół pięknej twarzy. U jej stóp leży wielki wilk o postawionych uszach i czujnym spojrzeniu, a wokoło tej nietypowej dwójki wiją się pnącze zielonego bluszczu. Kobieta zasiada na czymś w rodzaju huśtawki, a zwierzę opatula ogonem jedną z jej kostek. Kompozycja barw, stosowany światłocień i niezwykły kontrast kolorów, sprawiają, że to co nieprawdziwe, nagle staje się rzeczywiste.
       Obraz jest podpisany u dołu. Wygiętymi w półkole, srebrnymi literami układającymi się w: Werewolves agus Cúramóirí.
       Wilkołaki i Opiekunowie...




________________________________________
Dwa dni spóźnienia. 
Mam naukę na święta ;__; 
Będę siedzieć z książką od angielskiego przy wigilijnym stole. 
Nauczyciele są chyba nienormalni.
Ech...
A tak poza tym to: 
WESOŁYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA DRODZY MOI CZYTELNICY!

16 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :)
    W końcu zaczęło się rozwidniać. Szczegóły i postacie wyłaniają się z mgły, byśmy mogli je lepiej poznać.
    Dziękuję króliczku, za miło spędzony czas, kiedy mogłem to przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest.... CUDOWNE <3!!! Jestem bliska placzu... tak czytam i czytam i dochodze do konca... to naprawde potrafi zdolowac czlowieka :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski. :3
    Tobie też Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego roku i żebyś z angielskiego miała piątke, a nawet szóstke. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super...Już nie mogłam się doczekać a tu nagle boom i jest. Podoba mi się ;)
    Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Długo wyczekiwany rozdział :) ale warto było.
    Świetnie się to czyta, poważnie :D
    Czekam na kolejną część!
    Wesołych świąt :*

    OdpowiedzUsuń
  6. WOW!
    Tak czekałam, aż się wyjaśni sprawa z tym obrazem :D
    Szkoła niestety niszczy wyobraźnie :/ Znam to i to aż za dobrze...
    Ale twoje opowiaanie, jest na prawdę fajne i się świetnie czyta:D Oby tak dalej.
    Wesołych świąt :D
    I czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział:)
    Fajny pomysł z tym obrazem :) Zastanawiałam się co na nim będzie.
    Na życzenia świąteczne nigdy za późno, więc wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku :)
    Życzę ci dużo, dużo weny w nowym roku :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zajrzałam tu pierwszy raz.. i muszę CI powiedzieć,żeby bardzo mnie wciągnęło :)
    Świetny rozdział,ogółem nie mam zarzutów co do stylu pisania.
    Zapraszam do mnie ;) Mam nadzieję,że ocenisz mój 1 rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, jestem w trakcie czytania Twojego opowiadania, więc wypowiem się dokładnie jak skończę (czyt. jutro, może dzisiaj). Ale jak na razie, patrząc na to, że masz szesnaście lat jestem pod lekkim podziwem, bo masz bardzo fajny styl pisania (nie obrażam, tylko stwierdzam fakt, widząc niektóre opowiadania).
    Na razie pozdrawiam i zapraszam w wolnej chwili (jeśli zechcesz) do siebie:
    [zaplatana-w-mitologie.blogspot.com]
    [everything-is-possiblee.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No skończyłam jednak dzisiaj :)
      Chciałam na początek napomknąć kilka błędów które rzuciły mi się w oczy. Po pierwsze, wszędzie piszesz "dadga" lub "dadge", powinno być "dodge'a" ewentualnie "dodge".No i dialogi z którymi z początku również miałam lekki problem, ale dzięki becie i czytelnikom trochę się poprawiłam. Teraz podam jakieś przykłady na których wytłumaczę.
      " - Ach, zapomniałem ci powiedzieć Rose...Odnowiłem twój obraz. – napomyka cicho Logan." Powinno być tak: "- Ach, zapomniałem ci powiedzieć Rose... Odnowiłem twój obraz. – Napomyka cicho Logan." Gdy piszesz napomyka, spojrzał, usłyszał itp, to zaczynasz z dużej litery, natomiast takie zdanie:
      "- Opiekun. – odpowiadają mi obaj jednocześnie." -> "- Opiekun – odpowiadają mi obaj jednocześnie." Przed: odpowiada, mówi, warknął, syknął, powiedział itp, nie stawia się kropki. I akapity. W tekście, jak i przy dialogach.
      Nie wiem czy rozumiesz o co mi chodzi :D
      Wracając do treści, samo opowiadanie naprawdę mnie wciągnęło i nie mogę doczekać się reszty. Polubiłam najbardziej chyba Logana, chociaż intryguje mnie sam Colt, do którego mam mieszane uczucia.
      No nic, życzę weny i pozdrawiam :)

      Usuń
  10. WIEDZIAŁAM! WIEDZIAŁAM! WIEDZIAŁAM! :D
    hahahah, wiedziałam, że młody będzie wilkiem, że ona będzie rzucała sarkazmem... Awww, cała ty! <33

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział cudo, jak zawsze!
    Chcesz poddać swój blog ocenie i wypromować się? Zapraszam na:
    http://emi-marshall-ocenialnia-feniksa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Mój głos na Logana :D
    Też chciałabym być tak na luzie XD
    "nie, nie przejmuj się. Robin jest tylko wilkołakiem. A herbata bardzo dobra" XD
    Nie mogłam się już doczekać tego rozdziału.
    Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  13. No i wszystko jasne :D
    Choć i tak nie do końca. Czekam kolejnej części :)
    I nie przejmuj się szkołą. Powstała po to by nas gnębić XD
    Zaczęłam naukę w liceum. Na początku było strasznie... ale z miesiąca na miesiąc jest coraz lepiej. Więc wiem co czujesz. Nie martw się. Moi nauczyciele też są walnięci XD

    P.S.: Coś ci chyba komentarze się zacinają. Wcześniej nie mogłam dodać komentarza, a teraz dodać mogę ale tylko jako anonim

    OdpowiedzUsuń
  14. Nominowałam cię do Libster Blogger Award. Zerknij na moim blogu ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentuj szczerze, kulturalnie i nie bój się wytykać mi błędów ;)