9 mar 2014

XX. Wilki u bram

       - Rose idź na górę. – Rozkazuje mi Logan wprowadzając krewnego do środka. Zamyka drzwi, a co dziwi mnie najbardziej, blokuje je za pomocom zamka i komódki stojącej obok. Marszczę brwi nie bardzo wiedząc jak się w tej sytuacji zachować. Spoglądam na schody, przy których stoję i mocniej zaciskam palce na dziwacznej drewnianej rzeźbie, która pojawiła się nie wiadomo skąd.
        - Ale...
       - Bez dyskusji, Rose! Po prostu idź na górę – wzburzenie Angelstone’a nijak do niego nie pasuje. Nie pasuje do niczego. Ile mnie ominęło?
       Robin podchodzi do mnie i łapie za rękę, ciągnąc ku schodom. Spoglądam jeszcze na Logan’a i naprawdę nie chcę iść tam gdzie zaciąga mnie blondyn. Sprzeciwiam mu się. Sprzeciwiam się wszystkiemu, bo od dłuższego czasu każdy z kim mam styczność traktuje mnie zbyt ulgowo.
       - Dość! – Obruszam się wyszarpując rękę z uścisku Robin’a. – Czy ja mogę wiedzieć co się do cholery dzieje? Wciąż mnie zwodzicie! Każdy z was! – Oskarżycielsko wymierzam w nich palec, przesuwając się bliżej wejścia do salonu.
       - Nie wierzę w to co mi opowiadacie! – Wypalam. – Jestem zbyt dobrze wyuczona kłamstwa, by wam wierzyć... Od kiedy zobaczyłam Robin’a jako wilka i przeczytałam masę tych przeklętych ksiąg w waszej biblioteczce! Zmarnowałam tyle dni, chcąc dowiedzieć się czegoś, o czym te księgi nigdy mi nie powiedzą!        Nie powiedzą mi co tak naprawdę tu robicie i dlaczego zginął mój ojciec... – Logan spojrzał na mnie z większą uwagą.
       - Skąd...
       - Och proszę! Myślicie, że się nie domyśliłam? Zaraz po tym jak pokazaliście mi świat, którego nie znałam? – Prycham. Cholera, oczywiście, że się domyśliłam! Nie byłam głupia. Ja tylko dobrze udawałam. –        W Gold Feather nigdy nie było dzikich psów, a lwy górskie owszem zdarzały się, ale były zbyt płochliwe, nigdy nie atakowały ludzi. Mój ojciec był myśliwym, nauczył mnie reakcji zwierząt. Zabierał mnie na zwiady... – Uniosłam głowę dumna i pewna siebie.
       W tej chwili za domem rozległo się wycie. Takie jak w lesie, zaraz przed tym, jak monstrum z wilczym pyskiem rozerwało nieznaną mi kobietę na strzępy. Instynktownie cała nasza trójka odwróciła spojrzenia w stronę wejściowych drzwi.
       - Idą tu – warczy Robin znów łapiąc mnie za rękę. – Na górę! – Patrzy w moje żółte oczy swoimi równie teraz żółtymi. – Nie spieraj się już... Po prostu idź... – Zdaje mi się, że chłopak aż skomli.
       Zanim znów się sprzeciwiam, okno w salonie pęka, a z wnętrza pokoju dobywa się złowrogie warczenie. Cofam się szybko, by już nie stać plecami do wejścia. Robin staje przede mną w momencie, kiedy ogromny czarny wilk strzygąc uszami ukazuje się w łuku prowadzącym do salonu domu Angelstone’a.
       Cofam się jeszcze o kilka kroków.
       - Na górę... – Warczy Robin po raz ostatni i rozkłada ciężar ciała na obu nogach, kiedy czarne bydle rzuca się na niego bez ostrzeżenia.
       O centymetry udaje mi się uniknąć powalenia przez ciała Robin’a i czarnego wilka. Wbiegam po schodach czując jak moje serce bije coraz mocniej, a w uszach pulsuje adrenalina. Wpadam na piętro chowając się w ostatnim pokoju do jakiego dobiegam. W pokoju Robin’a.
       Zamykam drzwi, zastawiając je szafką, jaką jeszcze sama jestem w stanie przesunąć. Cofam się, by nie stać za blisko.
       Czekam nasłuchując, jak na dole co jakiś czas spadają jakieś przedmioty. Warkoty i głuche trzaski przyprawiają mnie o odruch wymiotny. Nie wiem co zrobić i w akcie desperacji dobiegam do okna odsłaniając je do połowy. Zamieram widząc podwórko domu oblężone przez pięć wielkich wilków i trzy monstra o wilczych pyskach i niemal ludzkich ciałach.
       Jedno z nich unosi na mnie krwawe ślepia. Jeśli kiedykolwiek mówiłam, że strasznie się boję, to teraz umieram ze strachu. Zwłaszcza kiedy wilczy pysk odchyla się do tyłu, a to człekokształtne coś wydaje z siebie dźwięk rozdzieranego materiału zmieszanego z wyciem.  Znów się cofam, potykając o coś co leży na podłodze. Mój tyłek tłucze się o podłogę, ale nie mam czasu na to, by odczuwać ból. W oknie przez które ledwo co wyglądałam świecą krwawe ślepia.
       Podnoszę się i dopadam szafki przy drzwiach. Spycham ją na bok i łapię za klamkę kiedy szyba w oknie pęka i to coś wpełza do środka.
       Znów wybiegam na korytarz po drodze wpadając na Logan’a.
       - Wiej! – Krzyczę łapiąc mężczyznę i ciągnąc na schody.
       Z pokoju na dwóch nogach wybiega monstrum, szczerząc długie kły. Logan zatrzymuje się i obraca, a zza swojego paska wyciąga broń. Zanim się orientuję, Angelstone wystrzela i trafia celnie w sam środek czaszki pół zwierzęcia, które nawet nie zdolne jest zaskomlić z bólu.
       Teraz to Logan ciągnie mnie, bo osłupiała patrzę jak krew spływa po wilczym pysku i tworzy kałużę na deskach korytarza.
       - Nie uciekniemy. – Rzuca mój towarzysz, ze zdenerwowania przeczesując włosy palcami. – Kurwa – po raz pierwszy słyszę jak klnie. Puszcza moją rękę i rozgląda się po domu. W końcu patrzy na mnie, a jego oczy są jeszcze smutniejsze niż kiedy patrzyłam w nie przez chwilę, stojąc w pracowni malarskiej.
       - Cokolwiek się stanie, Rose... Nie możesz podejmować żadnych decyzji -  Mówi łapiąc mnie za ramiona i przyciągając do siebie. Tuli mnie do piersi, jakby chcąc zapewnić mi bezpieczeństwo, na które w tej sytuacji nawet nie ważę się liczyć.
       - O czym mówisz? – Pytam, ale skądś wiem, że mi nie odpowie. Tymczasem z dołu dobiega krzyk Robin’a, który mrozi mi krew w żyłach.
       Przebiegamy z Logan’em bliżej schodów i widzimy jak czarny wilk szarpie blondyna za przedramię. Jego koszulka w strzępach leży pod pierwszym stopniem.
       Patrzę na to i nie wierzę, że chłopak się nie przemienił. Jeszcze bardziej zaskakuje mnie bierność Logan’a.
       - No pomóż mu! – Krzyczę na mężczyznę, który stoi i patrzy jakby... był mną.
       - Nie mam już srebrnych naboi – wypala, a ja słyszę panikę w jego głosie.
       Nie wierzę w to co słyszę. Po co mu naboje do cholery?! Jest wilkołakiem! Silnym, szybkim drapieżnikiem!
       - Przemień się i pomóż mu! – Krzyczę.
       Logan patrzy na mnie i marszczy brwi.
       - Co mam zrobić?
       - Przemień się, albo chociaż odciągnij wilka! Jezu, co tak stoisz?! On zaraz urwie mu rękę!
       - Rose! – Logan odwraca moją twarz ku sobie. – Ja nie jestem wilkołakiem.
       - Co?!
       Dopiero kiedy to mówi widzę jak drży. Niemal jak ja. Rozsadzany od wewnątrz przez adrenalinę i strach. Widzę pot na jego skroniach. Nie zdążam zadać pytania, kiedy drzwi wejściowe ktoś po prostu rozsadza, wraz z blokującą je komódką.
       W progu staje dwóch mężczyzn w wieku porównywalnym do wieku Logan’a. Obaj są ciemnowłosi i obaj złośliwie się uśmiechają. Za nimi stoi jedna z dwunożnych bestii.
       - Co tak niegościnnie? – Prycha jeden z nich i postępuje krok na przód. Patrzy na czarnego basiora szarpiącego ledwie już przytomnym Robin’em. – Smutne... Młody, niedoświadczony wilczek – mężczyzna prycha i w końcu macha ręką nakazując w ten sposób wilkowi, by zostawił chłopaka w spokoju.
       Głowa obcego unosi się, a ciemne oczy napotykają moje.
       - Niezła... I śmierdzi strachem... Lubię takie. – Jego obleśne słowa są dla mnie jak policzek, albo kubeł lodowatej wody. Aż chcę się odezwać, ale ktoś łapie mnie od tyłu i podnosi jakbym nic nie ważyła. Kiedyś owłosione i paskudne łapy monstrum na dwóch łapach, dźwigają mnie ponad bezpieczną ziemię.
       - Puszczaj! – Krzyczę, a mój krzyk oswobadza Logan’a z objęć paraliżującego strachu.
       Mężczyzna chce mi pomóc, ale przez to, ktoś inny, również stojący za nami wymierza mu bolesny prawy sierpowy.
       Angelstone upada na ziemię krztusząc się krwią. Szarpię się w natarczywych ramionach, słysząc jedynie śmiech i pogardliwe komentarze. W końcu taka walka chyba nudzi się mojemu oprawcy i żeby mnie uspokoić, poddusza mnie, aż tracę przytomność...

       Kiedy otwieram oczy, pierwsze co robię to zachłannie łapię pierwszy oddech. Krztuszę się i kaszlę tak długo, aż w końcu jestem w stanie prawidłowo oddychać. Rozglądam się. Widząc otaczające mnie kraty, aż łapię za dwa sąsiadujące przy sobie pręty i szarpię nimi, jakbym wierzyła, że są jedynie atrapą. Niegroźnym, miękkim materiałem, z którego nauczyciel teatru wykonuje swoje beznadziejne rekwizyty.
       Ale nie. Te są twarde, wykonane w stu procentach ze stali i zimne, jakby przez noc stały na zewnątrz.
       Prawdopodobnie stały.
       Włosy przyklejają mi się do policzków, więc zgarniam je z twarzy zakładając za uszy.
       Na wprost mnie stoi druga klatka, a trochę za nią następna. W tej najbliższej ktoś leży. Ktoś pozbawiony koszulki. Widzę czerwień na lewym ramieniu chłopaka.
       - Robin! – Krzyczę znów szarpiąc za kraty. – Robin?! – Ale chłopak się nie rusza. Ktoś podchodzi z drugiej strony jego więzienia, łapie rękę chłopaka i wbijając w nią igłę, pompuje coś w żyły. Patrzę na to przerażona. – Co mu robisz?! Kim do cholery jesteś?! Ej! – Postać nie zwraca na mnie uwagi, jakby była najmniej ciekawa.
       Znów szarpię za karaty, a w porywie złości nawet w nie kopię.
       - Gdzie ja jestem?!
       - Nie drzyj się tak, skarbie. Nikt nie chce cię słuchać. – Warczy mężczyzna zbliżający się do mojej klatki. Kiedy pada na niego światło księżyca w ostatniej kwadrze przed pełnią, rozpoznaję w nim jednego z dwójki, która weszła do domu Logan’a.
       - Kim jesteś?
       - Co ci da to, że będziesz znała moje imię. – Śmieje się złośliwie, patrząc na mnie z politowaniem.
       Nienawidzę kiedy ludzie tak patrzą... Widzę w tym wiele pogardy dla mojej osoby.
       - Satysfakcję, że nie porwał i nie więzi mnie, pieprzony Brudny Harry!  -  Znów kopię w kraty.
       - No dalej, maleńka, histeryzuj, lubię jak laski na mnie krzyczą.
       - Szkoda, że musisz je zamykać, by to robiły. – Chłopak warczy. Widać zirytowała go moja riposta.
       - Santiago! – Krzyczy ktoś trzeci, także wychodząc z cienia.
       Mężczyzna, z którym rozmawiam cofa się i spuszcza głowę, przybierając na twarz obojętną maskę. Chyba się przestraszył. Wiedziałam, mimo, że dobrze to ukrył. Ja też się przestraszyłam.
       Ale kiedy księżyc oświetlił twarz kolejnego przybysza... Oniemiałam.
       Wysoki, dobrze zbudowany, w wieku nie przekraczającym zdrowej trzydziestki. Ten sam zarost... Te same oczy... Ten sam uśmiech...
       - Tato – piszczę.
       Nie wierzę własnym oczom.




________________________________________________
Mam nadzieję, że wam się spodoba i mimo wszystko, czymś zaskoczyłam.
Rozdział miał być w piątek wiem, ale w sobotę miałam kółko teatralne i takie tam bzdury od rana...
Za to dziś się mam nadzieję spisałam :3
Czekam na opinie i jak od poprzedniego postu.
10 komentarzy = kolejny rozdział za tydzień ;)

18 komentarzy:

  1. Wow, nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji a to zakończenie <3
    Kocham to opowiadanie i nie mogę się już doczekać następnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział <3 Czekam z niecierpliwością na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne :) Brak mi słów :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kup mi Robina! ;c Świetny rozdział. Co do cholery ten jej ojciec tam robi coo? Nie spodziewałam się tego. Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak już ci wcześniej wspomniałem, zajefajny rozdział :)
    Podoba mi się ta akcja. A czym dalej tym więcej tajemnic do wyjaśnienia.
    Pisz dalej, króliczku bo świetnie ci to wychodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to Logan nie jest wilkołakiem?! :'(
    Zniszczyłaś moje marzenia o idealnym mężu XD Ale skoro jest ze Szkocji... to może hoduje smoki i potwory z Loch Ness XD
    Boski rozdział :D Oby tak dalej
    Powodzenia w pisaniu :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Trochę krótki :C
    Ale zaskoczenie ogromne! Jak to może być jej ojciec? A może on sam jest wilkołakiem?
    To by było ciekawe...Takie tam moje rozmyślania. Nie zwracaj uwagi xD
    Pisz dalej. Niech cię wena złapie :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę krótkie... Ale za to jakie emocjonujące :D
    Fajne, fajne :D Byle tak dalej.
    Teraz już nie wiem kto jest wilkołakiem a kto nie XD
    Czekam na dalszy kawałek :)
    Powodzenia w pisaniu

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział. Łap wenę za rogi puki jest :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Łał skąd ty bierzesz takie czadowe pomysły? super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  11. Brak słów... No tego, to się nie spodziewałem! Bardziej obstawiałbym na wróżki xD :D... Tyle teraz nie rozumiem z tego, że nmg się doczekać 21 rozdziału... :-) weny

    OdpowiedzUsuń
  12. No proszę :) Jak się fajnie rozkręciło.
    Szał męskich ciał XD
    Weny twórczej życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej. Kiedy dodasz rozdział? :3

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiedziałam,od początku, że Logan, nie jest wilkołakiem :D hahah takie przeczucie.
    Czytałam z zapartym tchem, dobrze że miałam zaleglości, to nie musiałam czekać na kolejny rozdział... Przeszłaś samą siebie ♥

    OdpowiedzUsuń
  15. Chejciaa! Kiedy będzie rozdział? Kochaaam to opowiadanie. Jednak muszę powiedzieć że trochę inaczej wyobrażam sobie Robina niż jest w zakładce bohaterowie xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekaj dosłownie chwilkę :) Właśnie betuję rozdział i zaraz będzie :D

      Usuń
  16. TATO?! O_o aż bym się zakrztusiła, normalnie mnie zabiłaś tym zwrotem akcji...
    Świetne opowiadanie:)

    OdpowiedzUsuń

Komentuj szczerze, kulturalnie i nie bój się wytykać mi błędów ;)