23 mar 2014

XXI. Stado

       Mężczyzna, którego opłakiwałam nie cały miesiąc temu stoi teraz przede mną i pobłażliwie się uśmiecha.        Nie potrafię na niego patrzeć bez łez cisnących się do oczu i złości pukającej do serca.
       - Tato – powtarzam, ale mężczyzna reaguje jedynie cichym śmiechem.
       Co go tak bawi, do diabła?! Znów łapię za kraty, napierając na nie całym ciałem. Chcę się zbliżyć - sprawdzić czy to co widzę jest rzeczywiste.
       - Odezwij się!
       - Nie jestem twoim ojcem, Rosen. – Głos też jest podobny, niemal identyczny do tego, który pamiętam.        Słowa jednak całkowicie do niego nie pasują.
       Odsuwam się nieco od krat, nie spuszczając wzroku z mężczyzny oświetlonego przez księżyc.
       - Więc kim jesteś? – Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że zachrypłam, a mój głos drży.
       Chłopak, który niedawno ze mną rozmawiał zbliża się nieznacznie do mojego małego więzienia. Obserwuję go ukradkiem, nie chcąc, by cokolwiek teraz mnie zaskoczyło. Czuję się jak zaszczute zwierzę, któremu na kilka sekund dano nadzieję.
       - Kim jesteś?! – Powtarzam pytanie szarpiąc za metalowe pręty. W tej sytuacji bardzo szybko ulatnia się moja cierpliwość i zdolność do racjonalnego myślenia. Po prostu nie chcę czekać i myśleć. Chcę udawać, że to wszystko to jakiś chory, makabryczny sen, odgrywający się w mojej głowie.
       - Spokojnie, Rosen. Santiago... – Mężczyzna kiwa głową na chłopaka przy mojej klatce, a ten przekręca klucz w starym zamku i mnie z niej wyciąga.
       Nie musi szarpać, idę sama. Do jakiegoś czasu. Potem staram się wyrwać i podbiec do klatki Robin’a.        Kiedy próbuję to zrobić, Santiago staje za mną wykręcając mi ręce i przytrzymując dłonie przy łopatkach. Chłopak nawet nie stara się być delikatny. Jęczę z bólu, ale to go tylko bawi.
       - Nie jesteś zbyt inteligentna co? – Pochyla się i warczy mi do ucha. Odpowiadam jedynie krótkim szarpnięciem.
       - Santiago, bądź milszy dla mojej bratanicy. – Mężczyzna, który wygląda jak mój ojciec, ale upiera się, że nim nie jest, znów się odzywa. Tym razem jego słowa mają dla mnie większe znaczenie.
       - Bratanicy?! – Szarpię się, ale Santiago znów doprowadza mnie do jęku.
       Zaczynam naprawdę nie lubić tego aroganckiego dupka.
       Mężczyzna macha ręką, nakazując tym samym, by mnie puszczono. Chłopak robi to niechętnie i popycha mocno do przodu.
       - Mój ojciec nie miał braci! Był jedynakiem! Nie mam innej rodziny poza mamą i dziadkami. – Krzyczę, jakby krzyk mógłby mi w czymś pomóc. Niestety okazuje się, że tylko bawię mężczyznę swoją agresją.
       - Niech zgadnę, Ronald ci to powiedział? A może Lydia? Może oni oboje? – Nieznajomy podchodzi bliżej, a błysk, który na chwilę gości w jego oczach nakazuje mi się cofnąć. Nie rozumiem sytuacji i może dlatego nie wiem jak powinnam się zachować, kiedy facet kładzie mi dłoń na ramieniu.
       - Powiedz mi, Rose... Wiedziałaś, że za młodu twoja matka i ojciec uciekli do Anglii, by się pobrać? Wyjechali z Karoliny, by zamieszkać u rodziców Lydii? – Unosi brwi, ale nie czeka długo na odpowiedź. Chyba widzi ją w moich oczach. – Wiedziałaś, że uciekali? Że nie powinni być razem... – Nie odzywam się.        Nie wiedziałam. Nie wiedziałam żadnej z tych rzeczy. Rodzice nigdy dużo nie opowiadali. Skupiali się jedynie na tym, że się pokochali i wzięli ślub. Nigdy nie mówili gdzie i jakich okolicznościach.
       - Na Boga! – Mężczyzna śmieje się, wskutek czego miażdży mi ramię w uścisku. – Ty niczego nie wiesz! – Wyrzuca. – Nie rozumiesz... Teraz wiem, dlaczego od razu uwierzyłaś tym dwóm nomadom! – Wyrzuca ręce w górę.
       - Kim jesteś? – Szepczę nieco stłamszona przez jego słowa. – Jak się nazywasz?
       Mężczyzna patrzy na mnie. Jego oczy są jak oczy mojego ojca; brązowe, niemal czarne. Ale coś w nich nie gra. To nie ten sam odcień... Nie ten sam wyraz.
       - Jestem Rasmus Summers. Bliźniak twojego ojca... Jak wolisz, twój wujek. – Boli jak policzek. Każde jego słowo wypowiedziane z tak brutalną szczerością.
       Cofam się, spuszczając wzrok na ziemię. Teraz gubię się nawet w ocenie tego kim sama jestem. Nie znam swojej rodziny... Nie znam ludzi, którymi się otaczam. Nie potrafię oszacować komu ufam słusznie, a kto mnie okłamuje.
       To wszystko wali się teraz na moją głowę i czuję ucisk wokół serca tak ogromny, że na dłuższy czas przestaję oddychać. Zaburzony rytm serca sprawia, że oczy chłopaka imieniem Santiago i mojego nowo zyskanego wujka wbijają się w miejsce, w którym stoję.
       - Przemienia się? – Słyszę szept, ale nie wiem skąd dochodzi.
       - Nie. To tylko arytmia...
       Po tym jak wszystko zwolniło, zaraz pod wpływem zimnej wody wylanej mi na twarz, znów przyspiesza. Łapię oddech, czując jak mięśnie, których do tej pory nie czułam, znów pracują w odpowiedni dla siebie sposób.
       Łapię się za serce.
       - Jezu – szepczę chrypliwie i siadam na ziemi. 
       Rasmus przykuca obok mnie i patrzy mi w oczy, jakby to co przed chwilą się stało było dla niego nie lada rozczarowaniem.
       - Słaba jesteś bratanico. Choć, może nie aż tak, jak twój ojciec – mamrocze. – Twoje żółte oczy przeczą jednak twojej słabości. Ile wiesz, Rose?
       - Jak... widać... niewiele – krztuszę.
       Rasmus podciąga mnie do góry i trzymając rękę na jednym z moich kręgów, nakazuje mi się wyprostować.
       Na polanie, oprócz dwóch klatek, w których oddzielnie leżą Logan i Robin, w tym jednej pustej – mojej własnej – tłoczą się ludzie, których widzę po raz pierwszy.
       Tłum budują głównie chłopcy od piętnastu lat wzwyż. Kobiet jest tu naprawdę mało. Mogę naliczyć tylko cztery, albo pięć. Mimo tego jak imponująco wygląda liczebność tej grupy, coś w niej nie jest w porządku i od razu to widzę. Kilku chłopców i dwie kobiety są spychane na margines. Reszta warczy na nich, lub szturcha w ramach chorej rozrywki. Dwadzieścia par oczu patrzy na mnie i Rasmusa, kiedy mężczyzna zwraca na nas uwagę.
       - Tak więc teraz się nareszcie dowiesz – słyszę szept przy lewym uchu. – Rosen Summers... Poznaj powód dla którego twój ojciec i matka całe życie cię okłamywali. Powód ich haniebnej ucieczki i niedopuszczalnej żądzy... O to Wataha Północy! Jesteśmy tu w ramach odwetu... I niestety, nie tak jak zakładała twoja matka, nie damy się przekupić, czy ugłaskać, dwóm nic nie znaczącym nomadom!
       Drżę pod wpływem tych słów, wypowiedzianych głosem pewnym, mocnym i zdecydowanym. Głosem mojego ojca.
       Mrugam. Tłum zebrany na polanie zaczyna wiwatować, niektórzy unoszą głowy i wyją, jakby już byli w wilczych skórach.
       Rasmus znów nachyla się do mojego ucha.
       - Jesteś córką wilka-zdrajcy, który pokochał i posiadł opiekunkę stada. Bety, który zrezygnował z bronienia honoru własnej watahy. Ronald odrzucił wilczą naturę, Rose. Ukrył swoje jedyne dziecko i zawalczył o teren, który do czasu śmierci poprzedniego alfy był neutralnym gruntem. Żadna wilcza łapa nie postała w Gold Feather, aż do tej pory... Nie pozwolimy odebrać sobie tych lasów. Wilk, którego tak polubiłaś również nic nie wskóra...
       - Co zrobiliście Robin’owi?!
       - Pytanie powinno brzmieć: Co mu zrobimy, Rose. To nomada. Samotny wilk, wkraczający na strefę innej watahy. On i jego brat krwi nie przeżyją jutrzejszej pełni.
       - Masz na myśli Logan’a? – Nie rozumiem określenia „brat krwi” – Dlaczego? – Drży mi dolna warga, jakbym zaraz miała się rozpłakać.
       - Dla zasady. Wszystko opiera się na zasadach, bratanico. Nie rozumiem jedynie dlaczego Ronald cię na to nie przygotował. Podobno potrafił przewidywać konsekwencje swoich czynów... Dlaczego zatem wychował swoje dziecko jako w pełni człowieka? – Prycha.
       - Jestem człowiekiem.
       - W połowie na pewno. W tej przeklętej połowie należącej do twojej piekielnej matki. Ale to się zmieni, Rosi... – Rasmus nie kryje rozbawienia, kiedy nie kontroluję własnego ciała i mimowolnie się wzdrygam. – Nie masz się czego bać. Od dawna powinnaś być tu gdzie jesteś. Problem w tym, że za długo tkwiłaś w świecie wykreowanym przez rodziców.
       Dlaczego stojąc tu - wystawiona na widok ludzi, którzy byli nimi jedynie w pewnym stopniu - nie czuję się skrępowana, a jedynie paskudnie oszukana? Przez tych, którzy byli dla mnie najbliżsi?
       Każdy ma powód, by postępować tak, a nie inaczej, ale co usprawiedliwia tak ogromne kłamstwo? Tak potężnie zatajony fragment prawdy...
       Rasmus puszcza mnie i wchodzi w tłum swoich pobratymców, jakby z pewnością tego, że nie ucieknę. Może ma rację, bo ja sama nie wierzę, że mogłabym się stąd ruszyć.
       Ale... odrobinę. Te kilka kroków, dzielących mnie od klatki Logan’a.
       Przyklękam przy niej i patrzę na nieprzytomnego mężczyznę.
       On też mnie oszukał. Może nieświadomie, ale tak było! On i Robin! Chłopak, którego tak cholernie polubiłam...
       Po policzku spływa mi jedna, słona łza. Zaraz potem ktoś krzyczy.
       Odwracam się na tyle szybko na ile potrafię w tej chwili i widzę jak siedem reflektorów rozprasza mrok i przedziera się przez rosnące gęsto drzewa.
       Tłum wilkołaków natychmiast staje się niespokojny, a po tym jak Rasmus macha ręką na kilkoro z nich, na miejsce ludzi wkradają się bestie. Ich przemiana trwa jednak zbyt długo. Strzały rozpraszają ciszę nocy.
       Kilka skomleń i dwa martwe ciała padające leśny grunt.
       Wstaję z ziemi znów nie odnajdując się w sytuacji. Patrzę na klatkę Logan’a i na to jak mężczyzna z trudem otwiera oczy. Rozglądam się za kluczami i kiedy je widzę - metr ode mnie, leżące spokojnie na ziemi - od razu się do nich rzucam. Mając je w ręku nie za bardzo wiem co robię. Wkładam odpowiedni pręt w zamek i otwieram klatkę łapiąc pod pachę Logan’a.
       Kiedy z nim wychodzę niemal pod nasze nogi podjeżdża jeep i otwierają się tylne drzwi.
       - Wsiadaj! – Ktoś krzyczy. Najpierw podaję ciało rannego Angelstone’a potem chcę się wrócić, by otworzyć drugą klatkę. Tę, w której więżą Robin’a.
       Nie udaje mi się. Jeep odjeżdża ale na jego miejscu pojawia się motocykl. Kierowca oddaje kilka strzałów z broni, po czym odrzuca ją na bok i łapie mnie w pasie, zgrabnie zarzucając na siodełko.
       Przez czarny kask na głowie, nie jestem w stanie rozpoznać kierowcy. Krzyczę na niego, ale on nie słucha, łapiąc za rączki motocykla i jednocześnie więżąc mnie przed sobą w klatce z ramion.
       Silnik burczy, a koła rozsypują piach wokół nas, kiedy w pędzie mój niechciany wybawiciel wyciąga mnie z lasu.
       Oglądam się jeszcze za siebie...
       Robin tam został!
       Nie ma Robin’a...




__________________________________________
Miałam kliknąć publikuj jakieś dziesięć minut temu, ale zabrali mi neta. -___- 
Jak ja nienawidzę tego żółtego trójkąta z wykrzyknikiem, namalowanego na paskach zasięgu...
;__; Płaczę! 
Ale rozdział jest i jest - cholera znów to powiem - dla mnie beznadziejny...
A jak wy go oceniacie?
KOMENTUJCIE! 

24 komentarze:

  1. Cóż...
    Nic dodać nic ująć.
    Podobno każda napisana książka czy opowiadanie, posiada własną duszę.I jest to nie tylko dusza tego kto połączył słowa, nadał im sens, znaczenie i tytuł. To również dusze tych wszystkich, którzy to przeczytali i tak mocno ją przeżyli, że zawładnęło to ich wyobraźnią.
    Pochwyciłaś już wiele dusz. Moją na pewno :)
    Każdy ma jakiś talent, czasem wiele lat trwa nim go odkryjemy. Twój już się ujawnił, przynajmniej jeden z nich. Więc go pielęgnuj,dopóki nie ujawni się następny i następny :)
    Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie... co ja gadam?! Nie przedłużam jakimiś durnymi wstepami! To jest ZA JE BI STEEE! Kurde co z Robinem?! Z niecierpliwością czekam na następny.
    D.S. ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Robi się coraz ciekawiej i powiem szczerze nie spodziewałam się tego. Zgadzam się z -Gabriel-masz talent i nie zniszcz go. Piszesz świetnie, jesteś kreatywna. Trzymaj tak dalej a skradniesz serca wszystkim czytelnikom...Kurde, co ja gadam. Ty już to zrobiłaś. Rozdział jeszcze raz~super i czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak mogłaś go tak zostawić!? Nadal przeżywam ;D
    I że ona ma wujka? 0.0 WoooW
    Nic więcej do powiedzenia. Super fajne! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na tego bloga trafiłam wczoraj i nie mogłam się od niego oderwać. Historia jet cudowna. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG! Jaki dajny szablon :D Brakowało mi tu trochę koloru :)
    Ah ten Logan... Dobrze, że Rose zabrała jego... Jako delikatny artysta mogło to na niego źle zadziałać :D
    Emocjonujący rozdział. Oby tak dalej :D

    Ps. Ten Gabriel to twój facet? Chciałabym by o mnie kiedyś ktoś tak napisał *o*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No...zaskoczyło mnie pytanie w ps. XD
      Nieco osobiste, ale jeśli mam być szczera to nie jesteśmy parą jako taką.
      Znam go od roku i bardzo (baaardzo) lubię. To mój główny czytelnik od samego początku, przyjaciel i ogólnie moja pierwsza myśl motywująca "Boże nie wstawiłam rozdziału, Gabriel mnie zabije."
      XD
      Tak. To mój facet ale nie w takim znaczeniu o jakim możnaby pomyśleć.

      Usuń
    2. Tylko nie daj mu zbiec :D
      Przyjemnie dobiera słowa :)

      Usuń
  7. Podoba mi się :)

    hardrock-hallelujah.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Co za ludzie?! Jakby nie mogli tych kilku sekund poświęcić i wyciągnąć tego zioma z klatki O_O
    Już myślałem, że to będzie jej brat XD
    Czekam na dalsze wydarzenia :D
    A tak w ogóle to fajny szablon :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś nominowana do LBA. Więcej szczegółów u mnie http://the-dark-site-of-olympia.blogspot.co.at/

    OdpowiedzUsuń
  10. Jesteś niesamowita, najbardziej jak się da niesamowita. To, co ze mną robisz tą historią jest niesamowite. Nie mogę przestać myśleć o tym, co będzie dalej, jak potoczą się losy głównych bohaterów. Masz ogromny talent, a niewielu 'wielkich artystów' go ma. Przeczytałam całe stosy książek i z cała stanowczością stwierdzam, że jeszcze żadna nie przeniosła mnie do swojego świata tak lekko i cudownie, jak Twoja. Kocham Cię i dziękuję Ci za to, że dzięki Tobie mogę choć na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości. Poruszyłaś oklepany temat (co nie oznacza, że niepożądany przez ludzi) w niebanalny sposób. Mam nadzieję, że to będzie 'niekończąca się opowieść', bo nie wytrzymałabym bez niej. No, chyba, że kiedyś stanie się książką. Wtedy będę ją mogła mieć 'wyłącznie' dla siebie, oprawioną w elegancką okładkę i stojącą na honorowym miejscu w mojej biblioteczce. Pozdrawiam, Asia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kurde, fajnieeee :)
    Nie ma co, odwalasz kupę dobrej roboty.
    Może nie jestem na takim poziomie, ale również próbuje pisać. Jeżeli ktoś będzie miał tylko ochotę, to zapraszam.
    http://jeralt.blogspot.com/
    Komentujcie, poprawiajcie, krytykujcie. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. świetne opowiadanie ale jesteś niesłowna jeśli chodzi o terminy dodawania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem. Ale to głównie przez to, że ostatnio mam nawał obowiązków; sprawdziany mam w szkole dosłownie dzień po dniu.
      Muszę się na nie uczyć, bo zależy mi na ocenie z przedmiotów, których w drugiej klasie kontynuować nie będę i wpiszą mi je na świadectwo maturalne :/
      Staram się teraz za bardzo nie obiecywać kiedy i daję jedynie terminy przewidywane, nie stu procentowo pewne :<
      Ale blog działa i rozdziały pojawiać się będą, aż opowiadanie się nie zakończy...Powiedzmy...zakończy ;>

      Aconite

      Usuń
  13. Szczeze to znalazłam tego bloga przypadkowo. Ale naprawde mnie to wciaglo. Z kazdym rozdzialem mnie zaskakujesz.
    CZEKAM NA KOLEJNE ROZDZIALY ! :* ;>

    OdpowiedzUsuń
  14. wpadam na tego bloga przypadkowo.. i kurde wciągnęło mnie tak ,że cały wczorajszy dzień czytałam i dzisiaj rano od 7 przez co spóźniłam się do kościoła

    OdpowiedzUsuń
  15. jej ale fajny blog ;p wpadłam tu przypadkiem i sie oderwać nie mogę ;p czekam nn .

    zapraszam i prosze o dłuższą opinie w komentarzu :
    http://give-me-your-heart-and-your-soul.blogspot.com/2014/04/rozdzia-2.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do twojego komentarza to tak
      1. Naprawdę spodobał mi się twój blog
      2. Na początku nie zauważyłam tej strony spam i zareklamowałam się od razu przy komentarzu do twojego rozdziału
      3. Kiedy już zauwazylam że masz zakladke spam to tam się zareklamowalam a tego już nie usowalam.
      4 bardzo mi przykro jeśli cię to tak straznie uraziło. Całe zamieszanie z powodu tego że obecnie nie mam dostępu do laptopa i wszystko co robie robię na telefonie.
      5. Jak chcesz to wypowiem się na temat twojego bloga dłużej jak odzyskam laptopa.
      6. I reklamuje się dlatego że zależy mi aby ktoś czytał rzeczy nad którymi pracuje bo inaczej to nie ma sensu

      ( błędy w tym komentarzu też są wywołane tym że piszę na telefonie)

      Carmen

      Usuń
    2. Spokojnie, spokojnie! :3 Kto tu mówi o urażaniu?! Rozumiem pisanie z telefonu i reklamowanie się w komentarzu. :) Już nie czepiam się ludzi, którzy dodają link do bloga + opinię. Czepiam się tych, którzy nie czytają i wklejają sam link pod notką, a potem nie wiem co z tym linkiem robić O_O
      Luz na szelkach Carmen ;)

      Usuń
    3. Ok. Poprostu najlepiej wyjaśnić wszystkie nieporozumienia.
      Zdenerwowałaś się więc wolałam to wytłumaczyć.

      Usuń
    4. Ja się zdenerwowałam? O_O Kiedy?

      Usuń
  16. Dawno już nie komentowałam, ale to nie oznacza, że nie czytam! WOW, tyle się już wydarzyło, że aż ciężko w to wszystko uwierzyć. Szkoda mi Robina, może jednak zostanie uratowany? Idę czytać dalej.
    PS: wybacza za tak mało słów ode mnie, ale nie nadążam komentować w pogoni za świeższymi rozdziałami. Wręcz pokochałam Twoje opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń

Komentuj szczerze, kulturalnie i nie bój się wytykać mi błędów ;)