2 cze 2013

III. Różnice

       Zwolniono mnie do domu wcześniej, więc odkładam niepotrzebne książki do szafki i zamykam ją na kłódkę. Kartkę ze zwolnieniem od pielęgniarki zaniosłam do sekretariatu, zaraz po tym jak wyszłam z jej gabinetu. Teraz zapinam ostatni guzik płaszcza i poprawiam torbę na ramieniu przy okazji szukając w niej kluczyków do auta.
       Wychodzę na parking uczniowski obracając w palcach kółko z kluczykami. Dodge Coronet, którym jeździł mój ojciec, a który obecnie należy do mnie, stoi w cieniu płaczącej wierzby.
       Podchodzę do niego, wkładam kluczyk do zamka i otwieram drzwiczki od strony kierowcy. Na siedzenie pasażera rzucam torbę z książkami i podskakuję, gdy nagle otwiera się schowek. Wypada z niego pudełko po okularach i dwie brązowe koperty. Uspokajam serce łapiąc się za fiksujący żołądek. Uświadomiwszy sobie jak głupio postępuję, wsiadam do auta zatrzaskując drzwiczki i zgarniam przedmioty, upychając je z powrotem w schowku.
       Odpalam silnik i wycofuję dodga z parkingu. Wyjeżdżając na główną drogę włączam radio i podkręcam dźwięk. Muzyka dudni z basowych głośników, kiedy przejeżdżając obok domu znajomej mojej mamy, macham jej czternastoletniej córce. Skręcam w nieco węższą drogę leśną i jadę do jej końca.
       Pod domem jestem równo piętnaście po drugiej. Wjeżdżam na podjazd, gaszę silnik i zabieram torbę z sąsiedniego siedzenia.
       Wchodzę po schodach werandy, a gdy chcę otworzyć drzwi z niemałym zdziwieniem spostrzegam, że są otwarte. Moje serce znów zamiera gdy lekko je uchylam i stojąc w progu krzyczę:
       - Mamo?! Jesteś w domu?! – Czekam na odzew, który nadchodzi dopiero po chwili.
       - W salonie! – Odpowiada mama. Jej oddech jest nierówny.
       Oddycham z ulgą, pakując się do przedpokoju. Rozbieram się, wieszam torbę na poręczy schodów i kieruję się do salonu.
       Przyłapuję mamę na pakowaniu rzeczy ojca do wielkiego kartonu z napisem Cele Charytatywne.
       - Co robisz? – Pytam z rezerwą, obserwując jak spodnie i koszule Ronald’a Summers’a lądują na dnie kartonu.
       - Porządek – odpowiada matka wymijająco i nawet na mnie nie patrzy.
       - Chcesz oddać rzeczy taty? – Pytam choć i tak znam odpowiedź. Lydia Summer’s patrzy na mnie zgarniając z mokrego czoła kosmyki ciemnych włosów.
       - Nie powinnaś być jeszcze w szkole? – Zmienia temat w odruchu obronnym. Zaciskam i rozluźniam palce rąk. Robię głęboki wdech. Powinnam odpuścić.
       - Zostałam zwolniona z ostatniej lekcji – mówię bez emocji, opierając się nonszalancko o framugę łuku prowadzącego do salonu.
       - Ktoś cię zwolnił, czy sama to zrobiłaś?
       - Byłam u pielęgniarki. Jeśli mi nie wierzysz zadzwoń do szkoły – burczę niezadowolona z dosłyszalnej w jej głosie nagany.
       Nagle wszystko staje się czarno-białe. Matka wstaje z klęczek poprawiając przy okazji nieco podwiniętą bluzkę.
       - Brałaś dziś leki? – Znów zmienia temat. – Na blacie w kuchni masz trochę kurczaka, podgrzej go sobie. Nie miałam czasu na robienie obiadu. Od rana staram się to wszystko jakoś uporządkować.
       - Co z pracą?
       - Wracam w piątek. – Wzrusza ramionami.
       Nasza rozmowa – jak z resztą każda inna – nie jest spójna. Słowa się rozsypują, a żadna z nas nie chce za nic podtrzymywać kontaktu wzrokowego. Koniec końców zostawiam matkę w salonie, sama omijając kuchnię i kieruję się w stronę schodów na piętro.
       Łapię torbę zawieszoną na ich poręczy.
       Wchodząc do pokoju w głowie mam mętlik. Czegoś mi brakuje. Kogoś. Łapię się za serce, gdy z oczu lecą pierwsze, niepowstrzymane łzy. Nic nie jest takie, jakie powinno być.
       Kładę się na łóżku, przyciskając głowę do poduszki, która nasiąka łzami. 
       Nie mam taty...
       Leżę tak, dopóki płacz nie wywołuje bólu głowy. Sięgam do szuflady w szafce nocnej i wyjmuję z niej trzy opakowania, różnego rodzaju tabletek. Muszę je przyjmować, ale często o tym zapominam. Nie widzę różnicy, gdy ich nie biorę.
       Wysypuję na rękę odpowiednią ilość leków i idę do łazienki ze szklanką, którą wczoraj zostawiłam na biurku. Nalewam do niej wody i popijam tabletki, patrząc na swoje odbicie w zabrudzonym lustrze. Oczy mam czerwone, twarz wydaje się płonąć. Wyglądam jak straszydło, zwłaszcza, że moje niebieskie włosy wypadły ze starannie związanej kitki i teraz każdy ich kosmyk żyje własnym życiem.
       Odrywam parę listków papieru toaletowego i czyszczę nos. Szklankę zostawiam na krawędzi umywalki i wracam do sypialni.
       Wyjmuję zeszyty z torby szkolnej, układając je w równej wieży na biurku. Zanim do nich siadam podchodzę do okna, by rozsunąć zasłony. Spoglądam na podwórko przed domem mojej zmarłej rok temu sąsiadki. Na podjeździe stoi ciężarówka z logiem firmy od przeprowadzek. Marszczę brwi, śledząc wzrokiem trzech mężczyzn wnoszących coś do wybudowanego z cegły domu.
       Moją uwagę zwraca młody chłopak stojący na werandzie i kierujący pracowników firmy w odpowiednią stronę. Przyglądam mu się uważniej. Wygląda na nie więcej niż dwadzieścia parę lat. Jego włosy są zmierzwione jakby często je przeczesywał. Na materiale wyprasowanej koszuli odznaczają się mięśnie i nic po za tym. Żadnego, nawet najmniejszego zagniecenia.
       Jestem ciekawa kim jest.
       Nagle chłopak odwraca głowę w moją stronę. Ze strachu padam na podłogę, przewracając przy okazji doniczkę. Jej żółte skorupy kołyszą się przez chwilę na ubrudzonej ziemią podłodze. Krzywię się widząc to.        Z dołu słyszę krzyk matki.
       - ROSE?! CO SIĘ STAŁO?!
       - Nic! Spadła mi doniczka! – Odpowiadam zbierając żółte szczątki i wrzucając je do kosza na śmieci. Kaktus który w niej rósł też w nim ląduje. Zabiłam swoją roślinkę...
       Podnoszę się z podłogi i ukradkiem zerkam przez okno. Chłopaka już nie ma. Musiał wejść do domu. Wzdycham z ulgą, mając wielką nadzieję na to, że mnie nie zauważył.
       Siadam przy biurku zapalając lampkę i otwierając pierwszy z brzegu zeszyt. Lekcje nie są odpowiednią metodą odwrócenia mojej uwagi od złych rzeczy, więc gdy przytykam długopis do kartki od razu tracę zapał i zapadam się w grząski grunt myśli.
       Siedzę, jak zahipnotyzowana patrząc na tablicę korkową wiszącą przede mną na ścianie. Oczami wyobraźni widzę uśmiech nowego ucznia. Ten dołek w lewym policzku i iskrzące się oczy.
       Potrząsam głową, bo zdaję sobie sprawę, że właśnie zaczynam go porównywać do uśmiechu Colt’a Everett’a.
       Włączam muzykę w Iphonie, zamykam oczy i odchylam się na krześle.
       Żadnych myśli Rose!



___________________________
Rozdział trzeci nieco krótszy, ale by wam to wynagrodzić
może jeszcze dziś w godzinach nocnych pojawi się rozdział czwarty ;)

8 komentarzy:

  1. Już nie mogę się doczekać następnej, choć jak widzę rozdział trzeci to świeżynka :)
    Widzieć to co rysujesz słowami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie piszesz, jednakże na twoim miejscu pisałabym w czasie przeszłym.

    Phedora (z zapytaj);)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie sie bardzo podoba. Co prowda, jest podobne do książek, ktore czytalam, ale mysle, ze jeszcze mnie czyms zaskoczysz. Pisz daleh, juz nie moge sie doczekac. Bardzo ciekawie dobierasz slowa i zwroty, az chce sie czytac dalej. Masz w sobie "to cos", czego potrzeba pisarzowi do napisania ciekawej ksiazki.

    Magda.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już przeczytany. Szybko się to robi, zwłaszcza, że rozdziały nie są zbyt długie. Incydent z doniczką, niezły. Biedny kaktus, zginął niewinny. :)

    Znalazłam kilka błędów. Jak widać zamieniam się w Twoją betę.:D
    Po "Cele Charytatywne" powinna być kropka. "Wchodząc do pokoju (,) w głowie mam mętlik" (zabrakło przecinka). "Marszczę brwi (,) śledząc" (kolejny przecinek). Nie "paląc", a "zapalając".

    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może masz tę szaloną ochotę zostać moim Betą, ę? ;>

      Usuń
  5. Tak tylko to wtedy rzuciłam. Nawet nie wiem, czy się do tego nadaję. Ale mogę spróbować. Czemu nie? Jakoś się w tej sprawie dogadamy.
    Pisz na listy.do.p.34@gmail.com. :)

    Pozdrawiam. :) I przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam.

    PS. Jakimś dziwnym sposobem nie mogłam odpowiedzieć na komentarz, więc odpowiedź dodaję jako odrębny komentarz. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Coraz bardziej nie moge sie oderwac od tego opowiadania! a zadko jakis znajde co mnie tak bardzo zaciekawil ;) mysle, ze szybko sie zaprzyjaznia Robin i Rose, fajnie by bylo c;
    Ogl to postanowilam, ze teraz poczytam przez noc, bo tak mnie ciekawia nastepny rozdzialy - co daje mi niezla lekture z czego sie ciesze ;3 - ale po prostu zaraz sasne przed laptopem...
    Wiec reszte komentarzy jutro ;3 i piszesz swietnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ciekawe opowiadanie, czytam dalej :)

    Zosia

    Zapraszam: http://www.druzynadziennika.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Komentuj szczerze, kulturalnie i nie bój się wytykać mi błędów ;)