Siedzę pod klasą językową ze słuchawkami w uszach. Nikt do mnie nie podchodzi, nikt nie próbuje nawiązać kontaktu. Jestem sama, trwająca w bezustannej bitwie myśli. Nie chcę otwierać oczu, nawet kiedy wreszcie czuję czyjąś obecność. Przeciwnie; jeszcze mocniej zaciskam powieki, aż widzę migające w ciemności gwiazdki.
Coś, a raczej ktoś szturcha mnie w ramię. Nie odzywam się znów mocniej zaciskając powieki. Wzdycham ciężko, bo nieznajomy nie przestaje mnie szturchać. Najpierw wyciągam słuchawki z uszu, a potem otwieram oczy. Jeszcze przez kilka sekund widzę białe plamki.
Sylwetka tajemniczego osobnika staje się wreszcie nieco wyraźniejsza. Widzę przed sobą kucającego Robina i aż krztuszę się śliną. Muszę wyglądać co najmniej komicznie.
- Cześć – wyrzucam z siebie wreszcie, plącząc się w kabelku od słuchawek.
- Czego słuchasz? – Chłopak nawet nie zwraca uwagi na mój wstyd. Uśmiecha się tylko, ukazując dołek w lewym policzku. Zielone oczy przez chwilę ładnie błyszczą.
- W sumie to... To nawet nie zwróciłam uwagi co leciało. – Przyznaję się czując wpływające na policzki gorąco. Robin siada obok mnie prostując nogi i krzyżując kostki. Zakłada ręce za głowę opierając się o ścianę, a jego łokieć styka się lekko z moją głową. Odsuwam się.
- Co tu robisz? – Pytam głupio czując się coraz bardziej skrępowana jego towarzystwem.
- Czekam na lekcje w miłym, nieco się mnie obawiającym towarzystwie – patrzy na mnie kątem oka uśmiechając się szeroko. Znów się paskudnie rumienię. Aby to ukryć zaczesuję włosy na twarz, całkowicie ją zasłaniając.
- Jesteś w mojej grupie? Na jakie jeszcze lekcje chodzisz?
- Angielski, Francuski, Sociologia, Historia, Wf – wymienia licząc na palcach. – W tym na dwie pierwsze i ostatnią lekcję chodzimy razem jak mniemam.
- Znasz mój plan? – Dziwię się odwracając głowę ku niemu.
- Tak sobie spojrzałem będąc w sekretariacie po raz kolejny. – Wzrusza ramionami. Jego nonszalancja jest na swój sposób urocza. – Nikogo po za tobą nie zdążyłem poznać, więc postanowiłem uczepić się pierwszego wrażenia. – Tłumaczy zamykając oczy. Mrużę swoje obracając w dłoniach kabelek od podłączonych słuchawek.
Chłopak wydaje się być naprawdę śmiały, a mnie o dziwo to nie przeszkadza. Uśmiecham się pod nosem. Miło jest poznać kogoś takiego.
Razem z dzwonkiem zjawia się nauczycielka i wpuszcza nas zaraz po sobie. Robin bez pytania zajmuje miejsce najbliżej mnie. W tej sali ławki stoją pojedynczo, ustawione tak specjalnie po to, by zapobiec nieporządkowi w klasie.
Wyciągam książki na ławkę i czekam znów błądząc myślami. Przed śmiercią ojca nigdy nie unikałam rozmów na lekcjach, pisania liścików, czy po prostu słuchania muzyki. Byłam średnią uczennicą, ale za to miałam masę szalonych pomysłów. Chodziłam z jednym z najprzystojniejszych chłopaków w szkole, co jakiś czas lądując z nim u dyrektora, a nawet na komisariacie. Czasami się upijałam, a potem dostawałam tygodniowy szlaban. Unikałam brania leków, pyskowałam rodzicom, a potem wymykałam się z domu, by znaleźć się na jednej z tych niedozwolonych imprez w domach starszych uczniów. Przekraczałam prędkość, zapominałam o kupnie mleka po drodze ze szkoły, a w szufladzie zawsze miałam co najmniej z sześć niezapłaconych mandatów.
Teraz wszystko się zmieniło. Uspokoiłam się, bo postawiono mnie przed sytuacją jakiej nigdy bym sobie nie wyobraziła. Niektóre rzeczy naprawdę potrafią zmienić człowieka.
Kiedy potrząsam głową i spoglądam na książki, dostrzegam przed sobą złożoną na dwie części kartkę. Wzdycham ciężko i oglądam się po klasie. Odpowiedź widzę w oczach nowego ucznia. Robin mruga do mnie obracając w palcach ołówek. Wskazuje nim na kartkę przede mną. Łapię papier w palce i delikatnie go rozwijam.
Mogę zjeść z tobą lunch?
Uśmiecham się do siebie i kiwam mu głową, bo nie chce mi się odpisywać. Chowam liścik do kieszeni dżinsów.
- Dzisiejszy temat opracujecie samodzielnie. Odczytajcie strony od dwadzieścia do dwadzieścia pięć i wykonajcie zadania na końcu strony. – Mówi Pani Colvin i zasiada przy biurku z kawą. Przez jakiś czas przerzuca papiery, które prawdopodobnie są naszymi marnie napisanymi kartkówkami z „Zabić Drozda”.
Niechętnie otwieram książkę na podanej stronie i od razu przeraża mnie objętość nudnego tekstu. Zaciskam usta w wąską linię i spoglądam ukradkiem na Robina. Chłopak robi naprawdę śmieszną minę patrząc na książkę, a potem na mnie. Otwiera usta i kręci głową w niemym szoku, a potem zadaje ciche pytanie.
- Zawsze opracowujecie lekcje samodzielnie?
- Na szczęście nie – szepczę i nie umiem powstrzymać delikatnego uśmiechu.
Chłopak oddycha z jawną ulgą i lekko się śmieje.
- Lubisz pracę w grupach?
- Panno Summers, Panie Gelles skończyli już państwo? – Odzywa się nauczycielka z dezaprobatą. Unosi brwi, które podnoszą się aż za obwód ogromnych okularów.
- Przepraszam – mówię z Robinem jednocześnie i znów się do siebie uśmiechamy.
Tym razem nauczycielka nam odpuszcza.
Zajmuję się swoim zadaniem.
Niemal przez cały dzień, na każdej przerwie towarzyszy mi Robin. Nie myślę już o śmierci i nijakim świecie, o niesprawiedliwości, ani o zrywaniu. Uśmiecham się, a od czasu do czasu nawet chcę się śmiać. Chłopak poprawia mi podły humor w zastępstwie niedysponowanej przyjaciółki Maggie.
Wychodzimy ze szkoły na parking uczniowski i przystajemy przy moim samochodzie.
- Skąd się przeprowadziłeś? – Pytam Robina pociągając łyk soku marchewkowego.
- Z Saint Paul w Minnesocie. Mieszkam z ciotecznym wujkiem Loganem.
- Gdzie mieszkasz?
- Na totalnym zadupiu... Zaraz... - Mruży oczy przypominając sobie nazwę ulicy, a ja w tym czasie siadam na masce swojego dadga - Rodge Wood 13. – Odpowiada w końcu.
Krztuszę się sokiem i patrzę na niego chcąc się upewnić, że się nie przesłyszałam.
- Rodge Wood? – Upewniam się. Kiwa głową. – Ja mieszkam na Rodge Wood 13! To wy zajęliście dom starej Angelstone?
Robin unosi brwi.
- To ty jesteś tym duchem z piętra? – Nie odpowiada na moje pytanie, tylko zadaje własne. W jego oczach dostrzegam zawadiacki błysk.
- Duchem z piętra? – Dziwię się.
- Wujek Logan mówił, że wczoraj pod wieczór widział ducha w oknie na piętrze. – Tłumaczy z uśmiechem. Rumienię się przypominając sobie moje tajniackie podchody.
- Ta, to ja. – Potwierdzam znów przysysając się do butelki soku.
Przez chwilę panuje cisza. Słychać jedynie wiatr kołyszący koronami wysokich dębów i ćwierk komunikujących się ptaków. I nagle to wszystko zostaje przerwane. Najpierw przez wycie; przeraźliwy psi skowyt, a potem ludzki krzyk.
Zrywam się z maski dadga upuszczając butelkę napoju. Robin łapie mnie za nadgarstek, ale ja się wyrywam i biegnę w stronę, z której doszedł nas krzyk. Nie jestem jedyna. Inni ciekawscy uczniowie z parkingu też chcą wiedzieć co się stało.
Staję na obrzeżu parkingu, w miejscu, gdzie beton ustępuje zielonej trawie. Na środku niewielkiej polanki stoi Cammi O’Conell z przerażeniem gapiąc się na nieruchome ciało psa, leżące na ulicy. Z oczu dziewczyny płyną słone łzy, a drżącą ręką zasłania usta. Jednak ja nie patrzę na nią. Patrzę na krew płynącą z głowy ogromnego psa o jasnym futrze, na auto nieskoordynowanie zaparkowane na poboczu i mężczyznę wykręcającego pospiesznie jakiś numer. Łapa zwierzęcia jeszcze przez chwile drga.
Czuję ucisk w żołądku. Silny odruch wymiotny. Zanim jednak tracę przytomność widzę coś zaskakującego. Zwierzę zrywa się nagle i znika za drzewami. Mroczki tańczą na moim polu widzenia, aż w końcu walę się na trawę tracąc resztki świadomości.
____________________________________________
Oto długo wyczekiwany rozdzialik IV :)
Proszę komentować, przecież nie zjem was za szczere słowa ^^
No w takim momencie ?! Jak moglas?!
OdpowiedzUsuńRozkrecasz sie moja droga :)
Cioteczny wuj, tak? ;>
Coś się dzieje. ^^
OdpowiedzUsuńI oczywiście standardowo: "nie chcę otwierać oczy" -> "nie chcę otwierać oczu" oraz raz w słowie nauczycielka zgubiłaś literę "k".
Pozdrawiam. :)
Super piszesz. Coraz bardziej mi się podoba. Jeśli jednak przestaniesz tak ciekawie pisać, od razu mówię że przestaje pisać, hehe ;)
OdpowiedzUsuńJedyne co mi przychodzi teraz do głowy to: O.O
OdpowiedzUsuń;p
Chyba wypatrzyłam jeden błąd. Nazwisko Oconell pisze się O'Connel, przynajmniej tak mi się wydaje. Widziałam już kilka nazwisk tego typu z O, i wszystkie się tak pisało - O apostrof i reszta pisana od wielkiej litery.
OdpowiedzUsuńPoza tym wszystko jest świetnie, czytam już IV rozdział y bez przerwy. Uwielbiam twoje opowiadania ;)
- DeiRi
Jej! Jak ja lubię Robina. Świetny chłopak :) Myślę, że wyciągnie Rose z jej problemów, a może nawet nie tylko... być może sam będzie dla niej problemem? Oczywiście takim ukochanym kłopocikiem xD Czy zwierzę z ostatniego fragmentu to wilkołak? No cóż, lecę czytać dalej! :3
OdpowiedzUsuńPS: Masz genialne pióro :))
Jakoś tak niepodoba mi się ten cały Robin, ale czytając komentarze nalerze do mniejszości :)
OdpowiedzUsuńZosia
Zapraszam: http://www.druzynadziennika.blogspot.com/