27 lut 2014

XIX. Drewniana szkatułka

       Nie potrafię wstać z ziemi o własnych siłach, więc Logan podciąga mnie do pionu trzymając za ramiona.        Jego uścisk boli bardziej niż powinien. Chwieję się na nogach, nie zdolna stanąć, a co dopiero iść tam, gdzie chce mnie zaprowadzić Angelstone. Moje mięśnie zwiotczały od biegu i nadmiaru adrenaliny.
       - Kto to? – Pytam słabo, odwracając głowę, by móc jeszcze raz spojrzeć na niewielką polanę; miejsce ataku bestii. – Kto tam leży – mój głos staje się piskliwy i niemal dziecinny.
       - Nie patrz – mężczyzna szepcze mi do ucha, chcąc najwyraźniej wpłynąć na mnie spokojnym tonem. Ale to nic nie daje, bo ja nie jestem spokojna. Nie mogę być spokojna, ze świadomością, że tam, na niewielkiej polanie właśnie ktoś stracił życie.
       Przeze mnie?
       Ile z tego wszystkiego rozumiem tak naprawdę, a ile mi się tylko wydaje, że wiem?! Cholera! Cholera po stokroć!
       Wyrywam się z objęć Logan’a i w lekkim szoku, spowodowanym moimi własnym działaniami, przekraczam niewidzialną linię między przypuszczeniami, a prawdą.
       Wchodzę wolno na polanę, ignorując prośby Logan’a, abym nie zachowywała się jak dziecko. Pieprzyć to, mam prawo zachowywać się jak dziecko!
       Staję trzy kroki od rozszarpanego ciała. I tępo na nie patrzę.
       Lustruję krew wsiąkającą wolno w ziemię dookoła zwłok. Wszystko zdaje się surrealistyczne. Rozszarpana skóra, strzępki ubrań, kilka narządów, których nie powinno się nigdy widzieć poza jamą brzuszną.
       Kładę dłoń na ustach i zamykam oczy. Już dawno przestałam oddychać, by nie czuć tej woni... Tego paskudnego zapachu. Po policzkach wąskimi stróżkami płyną dwie rzeki łez. Trzęsę się jakiś czas, nawet po tym jak ktoś odwraca mnie do siebie i obejmuje.
       - No już, Rose. - Płaczę, mocząc koszulkę Robin’a. Wtulam się w niego jak w ostatnią szansę. Ochronę przed niechybnym upadkiem na sam dół.
       - Krwawisz. – Zauważa delikatnie odsuwając mnie od siebie. 
       Przesuwa dłonią po moim policzku, kciukiem ścierając z niego łzy.
       - Rozerwałaś przynajmniej jeden szew – szepcze, drugą ręką wciąż opiekuńczo mnie tuląc – Logan! – Woła wuja, który nagle znajduje się bliżej nas niż dalej. – Odprowadź ją do domu.
       - Sam nie dasz rady, nie wiesz co robić – zaczyna Angelstone, ale nie kończy dostrzegając w spojrzeniu        Robin’a coś, czego ja najwyraźniej nie potrafię się doszukać.
       Chłopak wzdycha i znów na mnie patrzy. Zielone oczy lekko błyszczą. Bardzo delikatnie, jakbym była z porcelany. Znów głaszcze mój policzek i szepcze do ucha.
       - Idź z Logan’em...
       Zaciskam pięści. Przez chwilę chcę powiedzieć, że zostaję – idę, ale z nim gdziekolwiek teraz sam zamierza zniknąć. Na szczęście w porę uświadamiam sobie jak głupio by to zabrzmiało i po prostu kiwam głową na zgodę.
       Ręka chłopaka sunie po mojej twarzy i szyi wciąż w dół, żeby zaraz zawisnąć przy jego ciele. Logan łapie mnie za przedramię i delikatnie odciąga od blondyna, zmasakrowanego ciała i polany.
Idę za nim posłusznie, wciąż tkwiąc w szoku. Nawet nie czuję bólu, bo umysł jeszcze zaślepia ta dziwaczna, otępiająca mgiełka.
       Nie odzywamy się do siebie. Logan tylko czasem o coś pyta, a ja albo kiwam głową, albo nią kręcę. Przed oczami wciąż widzę bestię na dwóch łapach. Owłosiony, skrwawiony pysk wilka na ciele stojącym jak ludzkie. Nie potrafię znaleźć racjonalnego wytłumaczenia na tak ohydne i straszne zjawisko. Przecież widziałam Robin’a w ciele wielkiego basiora. Ciele zupełnie nie przypominającym monstrum z polany. Robin był w pewien sposób majestatyczny. Szare futro okrywało jego cztery duże łapy zakończone pazurami, pysk był całkiem wilczy, oczy błyszczały jak ludzkie, skryte jedynie pod innym kolorem.
       Gdybym zajrzała w oczy tej kreatury... Co bym w nich ujrzała?
       - Rose? – Logan zatrzymuje mnie jakiś metr od wyjścia z lasu na łagodnie zarośnięty trawnik jego domu. – Na pewno nie chcesz bym poniósł cię ten metr? To już nie wiele, a twoja bluzka jest cała we krwi...
       Spoglądam w dół i faktycznie, widzę błękit materiału przejęty przez szkarłat. Mrugam.
       - Nie trzeba. Poradzę sobie. To nic.
       - Rose, daj mi spojrzeć – spogląda mi w oczy, które wiem, że wyrażają głębokie nie zrozumienie jego prośby.
       Logan podchodzi bliżej i klęka na jedno kolano, co sprawia, że podskakuję. Boję się klękających mężczyzn? Kręcę głową, ale zaraz wstrzymuję powietrze w płucach, kiedy Angelstone podwija mi lekko bluzkę i stara się coś dojrzeć pod zalewającą moje ciało krwią.
       - Zerwałaś dwa szwy– mamrocze pod nosem, nie ważąc się nawet dotknąć mojej nagiej skóry brzucha.        Po chwili jednak opuszcza moje ubranie i bez ostrzeżenia bierze mnie na ręce. Instynktownie owijam ręce wokół jego szyi.
       - Postaw mnie, dam radę! – Sprzeciwiam się, ale on zdaje się nie słuchać. Ostatni metr przenosi mnie na rękach i chyba nawet znacznie szybciej, niżbym zdołała przejść go o własnych siłach.
       Stawia mnie dopiero na ganku, by otworzyć drzwi i wprowadzić mnie znów do korytarza swojego domu.
       - Gdzie Colt? – Pytam, zauważając zawczasu, że na podjeździe już nie ma jego motocykla. – Nic mu nie jest? Bardzo się pobili?
       - Pojechał. Jest cały. – Burczy Angelstone sadzając mnie na kanapie w salonie. Sam wychodzi na chwilę i wraca z apteczką.
       Dopiero kiedy otwiera ją przy mnie i wyjmuje bandaże robi mi się słabo. W końcu uświadamiam sobie jak bardzo przegięłam. Ból lekko paraliżuje mi mięśnie, przeszywając jak stalowe igły wbijane z obu stron ciała.
       Jęczę, czym zwracam uwagę mężczyzny.
       - Szok minął, teraz będzie gorzej. – Mruczy pod nosem.
       Mam ochotę go walnąć za tak cudowne pocieszenie i aż kapiący optymizm.
       Zaciskam palce mocno na krawędzi kanapy, na której mnie położył. Odchylam głowę w tył, udając, że wcale nie czuję jak Logan rozcina mi bluzkę i dobiera się do rany. Nie mam czasu nawet na wstyd wywołany nagłą nagością, bo woda utleniona, którą mężczyzna na mnie wylewa zaczyna wgryzać się w pękniętą skórę. Kolejne łzy spływają mi po policzkach, idąc w ślad za wypychaną przez utleniacz krwią. Mam ochotę krzyczeć, a kiedy już mam wcielić plan w życie, Logan robi coś co sprawia mi nieopisaną ulgę.
       Mrugam zaskoczona pozbywając się łez i spoglądam na jego dłoń trzymającą moją rękę. Nie rozumiem co właściwie robi, ale to pomaga... Cholernie pomaga.
       Drugą ręką przykłada gazę do rozerwanych szwów i niezgrabnie stara się owinąć mnie w tali bandażem.        Unoszę trochę ciało, by jakoś mu to ułatwić i słyszę ciche „Dziękuję”.
       Kiedy kończy – a trwa to dłużej ze względu na to, że wykonuje to tylko jedną ręką – nadal nie puszcza mojej dłoni. Kciukiem lekko gładzi jej wierzch.
       Zamykam oczy kiedy jest tak jakby po wszystkim. Nie bolałoby gdybym nie uświadomiła sobie, że powinno boleć i nie wpadła w panikę. Może mogłabym uniknąć łez i ośmieszenia w oczach Logan’a. Sama to sobie zrobiłam. Znaczy nie prosiłam się o ugryzienie na imprezie Savannah’y i pobyt w szpitalu - ale zaczęłam biec, bo dostałam w twarz. To najgorsza głupota. Uderzenie bolało, ale nie było na poziomie chwilowego „znieczulenia”
       Teraz wszystkie moje myśli się plączą i już nie wiem na czym je skupiam. Na przeszłości, teraźniejszości, czy malującej się w niepewnych barwach przyszłości.
Jedno jest pewne... Chcę spać.

       Kiedy się budzę, wciąż leżę na kanapie w salonie Angelstone’a, a słońca już nie widać za oknem. Jestem okryta miękkim kocem, a obok, na komódce pali się lampka.
       Nie wiem czy mogę się podnieść, ale i tak próbuję. Udaje mi się dopiero za drugim razem, kiedy już wiem, gdzie najbardziej boli.
       Siadam na kanapie spuszczając nogi na podłogę i przyzwyczajam się do zmiany poziomu. Przecieram jeszcze zaspane oczy i pierwsze co widzę, to drewniana figurka psa stojąca na stoliku przede mną. Patrzę na nią tępo. Identyczna leży na biurku, w moim pokoju.
       Sięgam po tę tutaj.
       - Skąd ty się tu wzięłaś do cholery – burczę do siebie, przejeżdżając kciukiem między uszami drewnianego psa.
       Badam figurkę dotykiem przez dłuższy czas i nagle na coś trafiam.
       Przekręcam mini dzieło sztuki, by spojrzeć na spód. Z delikatnego otworu pod ogonem – w innej sytuacji pewnie bym się zaśmiała – wystaje kawałek sznurka.
       Łapię go w dwa palce i ciągnę lekko do siebie, a wtedy brzuch psa odskakuje i ląduje mi na kolanie. Sznurek za który ciągnęłam owija zwiniętą w rulon karteczkę.
       Ignorując ból wstaję z kanapy i podchodzę ze skrawkiem bliżej światła lampki. Odwiązuję sznurek i rozwijam ją delikatnie, jakby w obawie, że rozsypie się w moich rękach.
       Mrużę oczy i powoli zaczynam czytać.

       „Szturm łap na ziemię, będącą zakazaną
       Walka o neutralność nie zostanie odwołaną”

       Nie rozumiem słów, choć ich sens zdaje się tłuc gdzieś pomiędzy fałdami mojego mózgu. Patrzę na karteczkę i czytam jeszcze raz, kiedy w korytarzu z hukiem otwierają się drzwi.
       Podskakuję i idę niepewnie w tamtym kierunku. Logan już stoi w łuku kuchennym, równie zaintrygowany hałasem. Widzę jak wyciera mokre ręce o papierowy ręcznik.
       Robin opiera się o framugę frontowych drzwi. Jest mokry i zasapany.
       - Mamy problem. I to poważny. – Sapie unosząc głowę.
       Wpierw patrzy na mnie...
       A jego oczy nie są zielone...
       Teraz są złote. Jak moje własne.




__________________________________________
Spóźniona!
Moja wina, męczyłam się z rymami, które i tak są do kitu ;__;
Ale wreszcie ruszyłam pupsko i złapałam tę przeklętą wenę.
Powinnam padać na kolana i przepraszać za długi czas zwłoki
Ale może nie przy dzieciach? - Bo są tu jakieś dzieci, prawda? xD
Rozdział jak zawsze nie w moje gusta, bo mimo, że kocham pisać
i normalnie popadam w obłęd przy klawiaturze - o ile mam pomysły i 
chęci - to i tak na koniec to co stworzyłam zdaje się...Mniej takie jakim
było w mojej głowie...
Takie życie...
Komentujcie proszę i zostawiajcie swoje szczere opinie.
10 komentarzy = następny rozdział. (Choć i tak pewnie będzie,bo muszę
nadrobić stracone dni, kiedy popadałam w niełaskę)

12 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze genialny. Co z tego że spóźniony? Ważne że jest super. Czekam na kolejny rozdział i KOCHAM ROBINA <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Już nie mogłam się doczekać :) Umiesz budować napicie XD
    Co tam Robin... LOGAN JEST MEGA!!
    Powodzenia w dalszym pisaniu :D
    I na pewno zgarniesz przynajmniej 10 komentarzy, więc
    http://24.media.tumblr.com/e0f92d48b9f60bf08693fe4cce8a250f/tumblr_mnqjrvLvfE1rq27uuo1_500.jpg
    :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejna przyjemna część z kart kronik Gold Feather.
    Zaciekawiłaś mnie jeszcze bardziej, niż mogłem się tego spodziewać. Więc pisz dalej, moja droga. :) To już nawet nie sugestia... to rozkaz żołnierzu ;)
    Powodzenia w dalszym tworzeniu. Świetnie ci to wychodzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co tu napisać??... Hmmm... Nic innego mi nie przychodzi na myśl....

    Rozdział, jak zawsze, super, płynnie się czyta i nieznośna się oderwać od niego ;) A w dodatku trzyma w napięcu (chyba to już ktoś napisał xD ale w takim razie to się powtórzy). Nie mogę się doczekać ciągu dalszego... :)
    Weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że oglądasz Teen Wolf'a co? Rozdział świetny, a ja zawsze chciałam mieć złote oczy! Takie marzenie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie się to czyta. Też trochę kojarzy mi się z Teen Wolf, ale to dobrze, bo kocham ten serial :D
    Powodzenia w pisaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajne:) Mam pytanie- uznajesz wielokrotne komentarze od jednej osoby? Jeżeli tak to zaraz możesz mieć nawet 20 ^.^
    Rozdział mnie zaciekawił, więc liczę na nn w najbliższym czasie. I to nic, a nic nie była sugestia :D
    Czemu Robin miał złote oczy? I wiesz, że przez cb nie mogę się zdecydować czy on, czy Logan jest lepszy. ;_; Widzisz? Musisz jak najszybciej pisać kontynuację, bo nie lubię być niezdecydowana XD
    Całuję ^*^
    Luar Princesa ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały rozdział. Doskonale piszesz i tak dalej . Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  9. Trzymaj dalej taki poziom!
    Dobrze się to czyta. A twoja opowieść wciąga :)
    nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
    Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  10. I 10 to jest po prostu świetne brak słów

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzisiaj dopiero dostałam linka i musze powiedzieć że opowiadanie jest świetne! Zauważyłam że trochę pomysłów zapożyczyłaś z Teen Wolfa ale to dobrze nie wiem czemu, ale dobrze. Baaaaardzo wciągające. Pisz dalej. Nie pozostaje mi nic innego jak pogratulować wyobraźni i życzyć weny.
    D.S.

    OdpowiedzUsuń
  12. świetny rozdział jak zawsze

    OdpowiedzUsuń

Komentuj szczerze, kulturalnie i nie bój się wytykać mi błędów ;)