20 sie 2014

XXV. Odsiecz

       Adam zawozi nas do swojego domu na obrzeżach Eden. Podróż trwa aż do wschodu słońca i wszyscy moi towarzysze są koszmarnie nią wyczerpani. Najgorzej z całej naszej piątki wygląda jednak Logan. Ani przez chwilę nie pozwala sobie na sen, wciąż wsparty plecami o siedzenie Magg i niepokojąco milczący. Nawet kiedy pytam o jego samopoczucie, mężczyzna zdaje się nieobecny. Na jego czole perlą się kropelki potu i podejrzewam, że Angelstone ma gorączkę. 
       Everett parkuje na ulicy obok małego, zniszczonego domku jednorodzinnego. Kiedy wysiadamy z samochodu, w sąsiednim budynku zapala się światło, a jakaś para dyskretnie zagląda przez okno.
       - Nienawidzę Wiliams’ów – burczy Adam uśmiechając się sztucznie w kierunku podglądaczy i machając im na powitanie. Para odwzajemnia uśmiech i wymuszony gest, zaraz jednak znikając za błękitną zasłoną.
       Unoszę brwi, kiedy Everett przestaje machać i wystawia w  kierunku sąsiadów środkowy palec. Camerot i Maggie w tym samym czasie pomagają Logan’owi wyjść z chevroleta i stanąć na nogi. W świetle ulicznej lampy i prawie pełnego księżyca widzę jak paskudnie prezentuje się Anglestone. Kiedy rodzeństwo McLiss’ów prowadzi go w kierunku werandy, dostrzegam na plecach mężczyzny wyraźne ślady krwi, którymi przesiąkła jego koszula. Niepokojące...
       Adam otwiera przed nami drzwi za pomocą klucza zawieszonego na szyi i puszcza przodem, wcześniej zapalając światło w wąskim korytarzu. Dom nie jest za duży, a od środka wygląda jakby przez trzy noce imprezowali tu studenci socjologii. Na odrapanych meblach, gdzie nie spojrzeć walają się części cudzej garderoby. Staniki, majtki, spodnie, koszulki i coś, co widziałam jedynie na lekcji biologii, podczas tematu o bezpiecznym seksie.
       - To zużyta prezerwatywa? – Logan zadaje pytanie, które i ja bym zadała, gdyby nie ten malutki skurcz gdzieś w okolicy żołądka.
       Brat Colt’a spogląda na połamany wieszak. 
       - Tak – odpowiada bez zająknięcia i wprowadza nas do  kwadratowego salonu. 
       To pomieszczenie prezentuje się znacznie lepiej od poprzedniego. Przynajmniej nigdzie nie widzę zużytych prezerwatyw, części bielizny ani gumowych dild. 
       Maggie i Cam sadzają omdlewającego Logan’a na skórzanej kanapie i odsuwają się na znaczną odległość. Adam od razu każe mężczyźnie położyć się na brzuchu, by mógł lepiej przyjrzeć się temu, co Logan ukrywa pod materiałem koszuli. Angelstone przez chwilę upiera się, że nic mu nie jest, ale Everett traci cierpliwość i niemal siłą odwraca go plecami do góry. Powoli podwija Logan’owi górną część ubrania i tak samo ostrożnie rozwija przemoczone krwią opatrunki. Rzuca je na podłogę i krzywi się widząc poszarpaną skórę na plecach Logan’a. 
       - Przemywaliście je czymś? – zwraca się do mnie Adam. 
       - Wodą utlenioną – odpowiadam od razu, przyglądając się koszmarnym rozcięciom. Każde zdaje mi się jeszcze głębsze niż parę godzin temu. Wszystkie nieustannie krwawią, a skóra naokoło zaczyna przybierać siny odcień. – Co się z tym dzieje? 
       - Nie jestem pewien – Everett wstaje, wcześniej powiadamiając Logan’a, że jeśli się ruszy, to osobiście przywiąże go do kanapy i będzie przy tym bardzo niedelikatny. Unoszę brwi słysząc tak beznamiętnie wypowiedzianą groźbę. 
       Sama przysiadam na skraju, w nogach Angelstone’a i nie mogę oderwać oczu od ran. Adam wraca po paru minutach z małą buteleczką bez etykiety i nowymi opatrunkami. Kładzie wszystko na stoliku, podsuwając go bliżej. 
       - Jak to się stało? – Pyta Everett profesjonalnym tonem i przez chwilę zastanawiam się, kim jest z zawodu, starszy brat Colt’a.
       - Nie bardzo pamiętam – wycedził Logan, więc spojrzenie Adama spoczęło na mnie. 
       - Wyciągnęłam go z klatki już w takim stanie. Wcześniej widziałam jak Robin’owi coś wstrzykiwali, ale Logan’a przy mnie nie tknęli – odpowiadam zgodnie z prawdą, marszcząc brwi na wspomnienie igły zatapianej w zgięciu łokcia Gelles’a. 
       - Nie wiele to pomaga. Po kształcie i wielkości rozcięć,  mogę stwierdzić jedynie tyle, że zadano je zbyt długimi pazurami, by należały do wilkołaka... 
       - A czyimi?! Tam były tylko wilkołaki! – sprzeciwiłam się takiej diagnozie. 
       - To pazury kundla... – Logan o dziwo jest pewny swojej odpowiedzi, w której ja nie doszukuję się głębszego sensu.
       - Samca, czy samicy? 
       - Co jest większe? – prycha Logan.
       - Samica – Adam patrzy na Agelstone’a, który unosi w zdumieniu brew. – U wilkołaków samiec przeważa siłą, szybkością i masą. Mieszańce to inna dziedzina...
       - Mieszańce? – Poczucie głupoty zaczyna być mi niebezpiecznie bliskie. 
       Logan otwiera usta, by udzielić mi odpowiedzi, ale Adam unosi rękę i nakazuje mu milczeć.
       - Później. Teraz serio mamy większe problemy na głowie – Everett sięga po jeden z wacików wyłożonych na stoliku i namacza go płynem z tajemniczej buteleczki bez opisu. Przeciera powoli rozcięcia na plecach Angelstone’a, podczas gdy Logan stara się nie jęczeć z bólu. Widzę jak po chwili z ran wypływa brudna krew i dziwnie pobłyskująca warstwa czegoś. 
       - Co to? – Pytam ciekawa.
       - To trucizna. Zwana w pewnych kręgach szponim jadem. W większości jest śmiertelna i rzadko można ocalić otrutego. Azotan srebra jest wystarczająco silnym specyfikiem, by dezaktywować toksynę w pierwszym stadium jej rozprzestrzeniania się po organizmie... Czyli w prostych słowach: Facet miał szczęście – Adam wzrusza ramionami, jakby jego słowa nic kompletnie nie znaczyły. Mężczyzna sięga po czystą gazę, by zebrać nią nieprzyjemną ciecz wypływającą z ran Angelstone’a.
       - Przydaj się na coś, Rose i przynieś mapę z samochodu – rzuca do mnie po krótkiej chwili.
       - Ja przyniosę! – wyrywa się Camerot i wychodzi z salonu nie patrząc już ani na Logana, ani na Adam'a. 
       - Pójdę z tobą, zostawiłam w aucie komórkę – Maggie wychodzi za bratem posyłając mi jeden lichy uśmiech.
       Przez chwilę stoję w miejscu nie bardzo wiedząc co mam ze sobą zrobić. Everett tymczasem podnosi Logan’a i owija go świeżym bandażem. By to zrobić, Adam zbliża się do Angelstone’a na tyle, że jest to dość krępujące, ale i tak dziwię się wyraźnym rumieńcom na policzkach ciotecznego wujka Robin’a. Unoszę brwi i odwracam wzrok kiedy roziskrzone, zielone oczy zerkają z niepokojem w moje. Zagryzam dolną wargę i nie ważę się odzywać do momentu, aż starszy Everett kończy zawiązywać opatrunek, a do pokoju znów wraca rodzeństwo McLiss’ów. 
       Camerot trzyma w lewej ręce złożoną mapę, a w drugiej czerwony flamaster. Rozkłada ją, kiedy Adam wskazuje mu stolik, zabierając z niego buteleczkę z płynnym azotanem srebra. Magg siada obok Logan'a na kanapie, a mężczyzna ciężko odchyla się w tył. Everett też zajmuje miejsce, by lepiej przyjrzeć się zakreślonym przez brata mojej przyjaciółki obszarom.
       - To najmniej popularne szlaki – mówi Cam, przejeżdżając palcem po mapie od jednego, do drugiego czerwonego kółka. – Zaznaczyłem najbardziej prawdopodobne. Teraz możemy iść metodą odrzucania złych odpowiedzi. 
       - Od razu skreśl rejon blisko domów w tej okolicy – Adam wskazuje wschodnią część miasteczka – Wilkołaki unikają niepotrzebnej paniki. Nie zapędzają się w rejony mieszkalne. Zwłaszcza dzikie wilkołaki...
       - To najgęstsza część...
       - Ale mało prawdopodobna. – Przejeżdża kciukiem po dolnej wardze przyglądając się mapie jeszcze uważniej – To też... Za blisko wyjazdu z Gold Feather. Skupmy się na miejscach strategicznych... 
       Camerot krzywi się i spogląda na Magg bawiącą się swoją komórką.
       - To pół ludzie, pół dzikie zwierzęta. Będzie nimi kierował w połowie instynkt, w połowie zdrowy rozsądek. Nie znam Rasmusa – Adam wzrusza ramionami – Ale gdybym nim był, nie zaprowadziłbym stada ani tam, gdzie sprowadziłyby się wilki, ani tam gdzie poszliby ludzie...
       - Trzeba znaleźć punkt łączący... – Po raz pierwszy zabieram głos w dyskusji. – Skąd tyle wiesz o wilkołakach? – Zwracam się nagle do Everett’a.
       - Swego czasu byłem najemnikiem. Pracowałem dla obu obozów; wilków i łowców. Dobry zarobek, kiedy komuś bardzo zależy...
       - Kto wynajął cię tym razem? – Chyba po raz pierwszy zadałam trafne pytanie. 
       Adam odwraca wzrok od mapy i spogląda na mnie miodowymi oczami. 
       - Nie zdradzam imion osób, które zapłaciły mi dopiero połowę stawki – prycha tym samym urywając nieoczekiwanie rozwinięty temat. – Wróćmy może do tej kulawej odsieczy... – proponuje. – Czy w Gold Feather znajdują się jakieś rejony, z opuszczonymi domami, fabrykami, gospodarstwami... Czymkolwiek opuszczonym i otoczonym lasem? 
       Camerot przygląda się mapie i po chwili namysłu wskazuje dwa czerwone kółka, oddalone od siebie o kilka centymetrów.
       - Gospodarstwo Finley'a i stara kopalnia złota... – odpowiada. 
       Przyglądam się zaznaczeniom, ale częściej zdarza mi się zerkać na Logan’a, który od pewnego czasu nie może oderwać oczu od starszego Everett’a.
       Odchrząkuję dyskretnie, dając mężczyźnie do zrozumienia, że jego zainteresowanie jest zbyt widoczne.        Angelstone szybko zamyka oczy i kładzie głowę na oparciu kanapy. Kręcę lekko głową.
       - Dwie opcje to o jedną za dużo... – szepcze Adam. – Mamy czas do wieczora. Październikowy księżyc wschodzi równo o dziesiątej, ale może być widoczny wcześniej...
       - To coś zmieni? – Pytam zaniepokojona.
       - Dopóki nie odbije promieni słońca na tyle, by dawać jakiekolwiek światło, to mamy czas.
       - A co z przesileniem i łowcami? – Słaby głos Logan’a sprowadza na niego uwagę Everett’a. 
       - Liczę się z tym, że wyciągnięcie młodego wilczka nie będzie ani proste, ani przyjemne, zwłaszcza jeśli to jego pierwsza pełnia. Przesilenie zacznie się dopiero kilkanaście minut po wschodzie księżyca, więc musimy działać sprawnie i szybko. Problem stanowi lokalizacja stada... Możemy działać na chybił trafił, wybrać albo farmę, albo kopalnię i liczyć się z tym, że możemy wybrać źle i zmarnować czas... 
       - Nie mamy czasu – Logan otworzył oczy i zabrzmiał nieco pewniej.
       - Taa, wiem – Everett pociera palcami nasadę nosa i spogląda po mnie i rodzeństwie. – Wy powinniście zostać...
       - Kpisz sobie?! – Reaguję gwałtowniej niż zamierzam.  
       - Mówię cholernie poważnie. Oni nie mają pojęcia co robią, a ty... Ty tym bardziej nie rozumiesz co się tak naprawdę może zdarzyć... 
       - Nie rozumiem, bo nikt nie był skłonny mi wytłumaczyć! – Irytuję się. Ile już razy w ciągu tych tygodni słyszałam te same, beznadziejnie bezsensowne słowa? – Jadę z wami.
       - My też – odzywają się od razu Maggie i Camerot.
       - Zapomnicie. Jadę ja i Logan. 
       - Wolisz zabierać rannego niż mnie? – Camerot też nie jest zadowolony. 
       - Ten ranny jest mi potrzebny, jest potrzebny Robin’owi. Odpuśćcie sobie, nie zmienię zdania... A teraz spierdalajcie na górę i odpocznijcie... – Adam widać nie należy do osób, które lubią długo dyskutować. 
       Patrzymy po sobie z Maggie i to ona pierwsza odpuszcza. Wstaje z kanapy i łapie mnie za rękę ciągnąc na korytarz. Opieram się, wciąż miażdżąc Everett’a spojrzeniem, ale w końcu daję jej się zaciągnąć na schody. Cam idzie za nami, a kiedy znajdujemy sypialnie cała nasza trójka się w niej zamyka. 
       - Pojadę z nimi – rzucam od razu. 
       - Jak to zrobisz? Na siłę wpakujesz się do chevrolet’a?  - prycha Cam od razu temperując mój zapał. 
       - Zrobię coś o wiele łatwiejszego... – Magg i jej brat unoszą brwi w tym samym czasie – Wynajmiemy swoje auto... A konkretniej Cam’e wynajmie
       - Zapomnij, to Eden! Nieco większa dziura niż Gold Feather. Po za tym jak ty to sobie wyobrażasz? Nie mam kasy na wypożyczenie auta.
       - Ale to dom Adama... On na pewno gdzieś ją trzyma.
       - Nie sądzisz, Rose, że trochę się zapędzasz? Zaufaj Adamowi...- Wtrąca się Maggie.
       - Jednemu Everett’owi już zaufałam – odgryzam się – Po za tym, Adam sam mówił, że nie da się sprawdzić dwóch lokalizacji na raz i będą musieli wybrać... Co jeśli wybiorą źle i nie zdążą? Nie wiadomo co potem stanie się z Robin’em...
       - Martwisz się o niego – wytyka mi Cam – O wilka, którego nie znasz.
       - Martwię się o miłego chłopaka, który siedzi w klatce, faszerowany chuj wie czym! Cam, do diabła... 
       - To nie zmienia faktu, że jest wilkołakiem...
       - Nie wybrał sobie tego! Urodził się taki!
       - Gówno o nim wiesz! – Cam staje naprzeciwko mnie i spogląda mi w oczy ze złością. – Colt nadal cię kocha, o niego się teraz nie martwisz? Nie martwisz się o chłopaka, który poświęcił ci rok... Który wpakował się w równie paranormalne gówno? 
       Milczę przez pewien czas.
       - Colt mi nie ufa... To nie on powiedział mi o wilkach, to nie on walczył z...
       - To Everett siedział na dachu twojego domu i pilnował cię w nocy, to on narażał życie podczas pilnowania granic i to on pomógał twojemu ojcu...
       - Chyba już wystarczy Cam! – Maggie podchodzi do brata i łapie go mocno na za przedramię. – Wystarczy...
       - O czym ty mówisz? – Opadają mi ramiona, a postawa nieco marnieje. Nie wiedziałam ani jednej z tych rzeczy, o których właśnie powiedział mi przyjaciel mojego byłego chłopaka.
       - Nie ważne, zapomnij o tym. Skoro tak szybko jesteś w stanie wzdychać do zwierzaka... 
       Nie odzywam się. Camerot obrywa od Maggie po głowie i wychodzi z sypialni trzaskając drzwiami. Nawet nie zastanawiam się gdzie może iść. Nie obchodzi mnie to. Mam ochotę płakać i jednocześnie bardzo tego nie chcę. 
       Przyjaciółka podchodzi do mnie i delikatnie obejmuje w pasie. 
       - Jest zdenerwowany, nie wie co mówi...
       Kiwam głową, ale wciąż się nie odzywam.
       - Rose... – Maggie spogląda w moje nienaturalnie złote oczy.
        - Magg, pomóż mi znaleźć auto i wrócić do Gold Feather... Chcę znaleźć stado i pomóc Robin’owi.
       Przyjaciółka zamiera na chwilę, ale wiem, że mi pomoże.

       Nie mogę spać. Kręcę się na niewygodnym łóżku co jakiś czas przebudzając śpiącą obok Maggie. W końcu wstaję i bardzo cicho schodzę na dół po szklankę wody. W połowie schodów słyszę szepty Adam'a, Camerot'a i Logan'a. Przystaję na jednym z niższych stopni i słucham przez chwilę.
       - ... więc farma – postanawia Everett. 
       - Drewniane zabudowanie na dość sporym wzniesieniu, otoczka lasu, brak czystego dojazdu... – dopowiada brat Magg. 
       - Znasz to miejsce? 
       - Bardzo dobrze, wraz z twoim bratem często tamtędy biegliśmy
       - Pojedziesz zatem z nami. – W głosie Adam'a nie dosłuchuję się pewności co do tej decyzji. – Skorzystamy z okazji, póki Rose i twoja siostra śpią. Dojazd do Gold Feather zajmie nam około trzech godzin przy dobrych drogach, potem już tylko dotarcie na wzgórze i modlitwa o to, by to był trafny wybór.
       - O jakim przesileniu mówiliście przedtem? – Pyta Camerot i słyszę jak coś szeleści. – Znam tylko dwa przesilenia, latem i zimą, ale jesienią? 
       - To nie ma związku ze zjawiskiem przyrodniczym, tylko paranormalnym. Jesienią wilki są najbardziej aktywne, dlaczego? Nie wiem. Wiem za to, że zanim staną się nieznośne, pierwsza pełnia dziesiątego miesiąca na jakiś czas odbiera im pokłady energii. Przemiana trwa dłużej, co stanowi dobry czas na atak... Siła i szybkość znacznie się zmniejszają, ale regeneracja jest niestety krótsza... 
       - Czyli jest jakaś szansa...
       - Minimalna... 
       Nie słucham dalej. To co trzeba już usłyszałam. Tak samo cicho jak schodziłam, wchodzę znów na górne piętro. Wślizguję się do sypialni i budzę śpiącą Magg. Jest trochę otłumiona, ale nie daję jej czasu na dojście do siebie.
       - Kopalnia – szepczę.
       - Co?
       - Jedziemy sprawdzić kopalnię złota, Camerot jedzie z Logan'em i Adam'em na farmę... 
       - To dobry pomysł? 
       - Jedyny jaki mam...

       Prawdziwym cudem kilka godzin po podsłuchanej rozmowie, mnie i Magg udaje się znaleźć auto. Adam zabrał Logan'a i Camerot'a plus każdą możliwą broń jaką wcześniej wygrzebaliśmy z domu Angelstone’a, ale mnie i przyjaciółce nie robi to większej różnicy. Obie mamy nadzieję, że to oni trafią w cel, ale i tak, chcemy uczestniczyć w następnych wydarzeniach. Zwłaszcza ja. Za wiele mnie do tej pory ominęło.
       W miasteczku jesteśmy po ósmej, a pod kopalnię docieramy półtorej godziny później. Do farmy Finley’a jedzie się znacznie dłużej, a dodatkowo trzeba pokonać nieprzychylny szlak, więc nie wątpię, że Adam, Logan i Camerot, jeszcze męczą się gdzieś w połowie drogi do swojego celu.
       Zaczajamy się z Maggie w krzakach, nieopodal założonego deską wejścia i czekamy. 
       Na coś, albo na nic... 
       Dopiero po dziesięciu minutach ktoś wychodzi z kopalni, a mnie przyspiesza puls.
       Chyba to jednak my miałyśmy szczęście...



___________________________________________
Uch, znów się długo czekało, ale rozdział liczy sobie cztery(!) pełne kartki A4 w wordzie xD
To już coś jak dla mnie. A więc będę myśleć intensywnie nad drugą częścią kronik :D Tymczasem zajmę się rozdziałami, by skończyć tę. Nie ględzę już i życzę miłego czytania.
KOMENTUJEMY! XD

18 komentarzy:

  1. Pierwsza? :D
    No nareszcie dodałaś rozdział ;) Wchodziłam tu codziennie, a dzisiaj w końcu jest!
    I co one teraz zrobią? Z tego co wiem, to Robin potrzebuje pomocy Logana, brata krwi, nie? Co mogą zdziałać te dwie, bezbronne nastolatki?!
    No chyba, że zadzwonią do chłopaków... Albo to właśnie Rose jest mu potrzebna do przemiany. Ponoć mu jest łatwiej, przy niebieskowłosej. No nie wiem.
    Za dużo pytań, za mało odpowiedzi!
    Pisz szybko nn, bo nie mogę się już doczekać!
    Pozdrawiam, Annabel

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareście nowy rozdział. Już myślałam, że się nie doczekam. Rozdział super. Nie mogę się doczekać następnego. Ciekawi mnie co się stanie. Czekam na next. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się że na śniadanie mogłam połknąć tak ciekawy rozdział <3
    Jak zawsze tajemniczy co doprowadza mnie do szału i do tego kończysz w tak ciekawych momentach, dlaczego?!
    No cóż nie pozostało mi nic innego jak czekać i czekać chociaż mam nadzieję że ta przerwa nie będzie jakoś zadziwiająco długa. Pozdrawiam i niech w końcu uratują Robina !! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurcze... ale mnie wciągnęło, wczoraj trafiłam na twojego bloga i oderwać się nie mogłam:) bardzo dobrze piszesz, masz fajne pomysły na akcje, fabułę i wogóle, wygląd bloga też taki jak najbardziej lubię, jednym słowem zakochałam się w KGF:D nawet nie waż się tego nie kończyć:) życzę weny i wolnego czasu żebyś mogła pisać i pisać:)

    ~BlackAngel

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział ;) Do następnego :p
    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczełam czytać twojego bloga dzisiaj i jak zaczełam to niepotrafiłam się oderwać od niego

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobry rozdział. Dorze rozplanowana akcja, wstęp i płynność.
    Akcja jak widać dobiega końca, ale mam nadzieję, że druga część kronik będzie ci bardziej pocieszną. Moje nalegania być pisała dalej nie będą ci już potrzebne. Wystarczy ci własna chęć, bo czasu wszyscy mamy w nadmiarze, ale większość ludzi nie potrafi go dobrze rozplanować. Wydaje mi się, że sobie poradzisz. Twój styl i umysł będą kształtować się w pewnym stopniu same. Zobaczysz, że za kilka lat, to co teraz wydaje się dziwaczne będzie czymś zwyczajnym, a to co obecnie jest normą, za pewien czas wyda ci się śmieszne. Ale zawsze tak jest.
    Powodzenia w dalszym pisaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. I co mam napisać?.. Znów te pytanie... XD
    ROZDZIAŁ jest zarabisty, zaskoczylas mnie paroma info o Loganie (albo to już było widoczne wcześniej, tylko nie zauważyłem ;_; )... A p rzesz wszystkim Rose coraz bardziej mi się podoba jako postać :D
    Nie mogę się doczekac next rozdz...
    WENY!
    Darek ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, zostałaś nominowana do Liebster Awards!
    Więcej na : http://lowczynibook.blogspot.com/2014/08/liebster-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo ciekawy rozdział :) Wiadome było, że to Rose znajdzie te wilkołaki :p Jestem teraz tylko ciekawa jak sobie poradzi w tej sytuacji.
    Pozdrawiam,
    Areti

    OdpowiedzUsuń
  11. Miła niespodzianka na powrót z podróży :) Rozdział jak zwykle ciekawy, nie mogę się doczekać dalszej części:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Masz talent, wyobraźnię, nie mogę się doczekać aż napiszesz więcej :)
    W wolnej chwili zapraszam do mnie: http://rebella46.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo mi się podobało, wciągnęłam się : )
    http://fantastyy.blogspot.com - mój blog, piszę opowiadanie fantastyczne

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy kolejny rozdział? Nie mogę się już doczekac

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetnie piszesz, szkoda, że masz taką długą przerwę :/
    Zostałaś nominowana do Liebster Award przez http://ginny--draco.blogspot.com/ ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja wiem, ale teraz naprawdę na mało co mam więcej czasu. Zwłaszcza pisanie jest trudne, kiedy szkoła niszczy wenę. Ostatnio zabiło mnie 100 zadań z angielskiego w jeden weekend.

      Usuń
  16. Robi się coraz ciekawiej :) w ogóle cieszę się, że babcia wszystko Rose wytłumaczyła :) idę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń

Komentuj szczerze, kulturalnie i nie bój się wytykać mi błędów ;)