Wielkie bydle spuszcza głowę i wydaje z siebie coś pomiędzy warkotem, a piskiem. Dźwięk ten jest na tyle przerażający, że w jednej chwili moje nogi przypominają sobie jak się biega. Odwracam się gwałtownie, nie patrząc już na Logan’a i szybciej niż w normalnych sytuacjach wbiegam na górkę, z której się uprzednio stoczyłam.
Łapię za boczne drzwi coroneta i wskakuję na siedzenie, jakby od tego czy znajdę się w środku, zależało moje życie.
Może właśnie zależy!
W pierwszej chwili jedynie patrzę przez okno, jak Logan wolno cofa się przed wilkiem, w drugiej bluzgam na siebie, że tak po prostu go tam zostawiłam. Pod koniec trzeciej znów robię coś niemądrego. Cała w dziwnych drgawkach, znów otwieram drzwiczki.
Ojciec zawsze woził ze sobą broń. Zawsze, bez względu na okoliczności. Po śmierci Ronald’a Summers’a nadal leżała w schowku, bo nie potrafiłam jej z niego wyjąć; tak jak i reszty zabukowanych w nim dupereli.
Teraz trzymając pistolet w prawej dłoni, unoszę drżącą rękę i celuję w monstrualne zwierzę. Zanim Logan zdąża krzyknąć, mój palec opada na spust i broń wypala.
Widzę jak szare futro na barku wilka zmienia kolor na rdzawy, w czasie gdy powietrze tnie żałosny skowyt. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy strzeliłam świadomie czy też nie. Strach i lekka panika na widok dość niecodzienny, zdała się wziąć górę nad zdrowym rozsądkiem.
Logan podbiega do zwierzęcia unoszącego postrzeloną łapę. W jego ruchach dostrzegam niezwykłą delikatność, kiedy łapie wilka za łeb i nakazuje mu spojrzeć sobie w oczy.
Kiedy myślę, że wszystko co dziś miało mnie zaskoczyć i zszokować już się zdarzyło, wilkiem u dołu wstrząsa fala spazmów. Powietrze wokół niego mgli się lekko, lecz ja widzę wszystko. Kark zwierzęcia wykręca się niemożliwie, a kości w jego ciele zdają się łamać. Ten dźwięk drażni mi uszy. Wilk wyciąga łapy przed siebie i kładzie się brzuchem na ziemi, jakby właśnie na jego grzbiecie usiadł facet z nadwagą. Skomli, piszczy i warczy. Jego nozdrza to się poszerzają, to zwężają. Mam wrażenie jakbym właśnie oglądała obleśny horror, albo program o katowaniu zwierząt.
Wilk skomli po raz ostatni i przez chwilę się nie rusza. Jedynie jego klatka piersiowa unosi się wolno do góry i w dół. Potem wszystko znów zaczyna się od początku. Odczuwam chore zafascynowanie tą sceną.
- Rosen! Nie patrz! Odwróć się, słyszysz?! – Krzyk Logana dochodzi moich uszu, ale nie wdziera się głębiej do świadomości. Dalej jak zahipnotyzowana patrzę na męki postrzelonego wilka.
Moje źrenice rozszerzają się w niemałym szoku, kiedy po kilku minutach paskudnych drgawek, zwierze już nie jest zwierzęciem.
A nagim chłopakiem.
Serce zamiera mi w piersi. Blade ciało leży bez ruchu, a jasne włosy osłaniają zmęczoną twarz, której z tej odległości nie jestem w stanie dobrze dostrzec.
Ja jednak wiem, kto leży na trawie obok klęczącego Angelston’a.
- Robin – szepczę do siebie, jakbym chciała się przekonać, że to nie może być prawda. Potem upuszczam broń. Tak po prostu, pistolet wypada mi z ręki.
Drżę i nie wiem już co powinnam ze sobą zrobić. Nie wiem co tu się przed chwilą stało. Jestem cholernie zagubiona!
Z transu wyrywa mnie kolejny krzyk. Kolejny nad wyraz spokojny rozkaz Logan’a.
- Pomóż mi! Musimy go zawieść do domu!
Nie wiem dlaczego po prostu nie wsiadam do auta i nie odjeżdżam. Nie wiem po co zbiegam z górki i kolejny raz staję u jej podnóży.
Moje spojrzenie spoczywa na nagim torsie Robina. Może to głupie, ale w mojej głowie pojawia się beznadziejna myśl o tym, że chłopak ma bardzo ładne i kształtne ciało.
Na ustach rannego wykwita delikatny uśmiech, kiedy zielone oczy dostrzegają wyraz mojej twarzy.
- Widzisz coś co ci się podoba? – Pyta słabym głosem, po czym jęczy i mocniej zaciska rękę na krwawiącym barku.
Przenoszę wzrok na tę ranę. Tę samą, którą zadałam wielkiemu wilkowi niedługi czas temu.
- Czym ty do diabła jesteś? – Wypalam, bez jasnego powodu cofając się o krok.
Logan spuszcza nieco głowę i słyszę jego ciężki oddech. Robin spogląda na wujka, a potem na mnie.
- Jestem... Sobą. – Mówi tylko, zanim mdleje na moich oczach.
Razem z Logan’em układamy bezwładne ciało Robin;a na tylnych siedzeniach mojego auta. Przez cały czas staram się nie patrzyć tam, gdzie dziewczyny na pierwszej randce często mają ochotę się znaleźć; między nogami swojego chłopaka.
Kręcę głową i dalej, wytrwale nie spuszczam wzroku niżej. Z bagażnika wyciągam stary koc i podaję go Angelston’owi, który robi z niego użytek i okrywa swojego krewniaka.
Zasiadam na miejscu pasażera, bez słowa patrząc się wprost przed siebie. Wcześniej Logan zgarnął i ponownie zabezpieczył broń mojego ojca, odkładając ją na jej miejsce.
Wujek Robin’a odpala silnik i zanim rusza jeszcze raz na mnie patrzy.
- Dlaczego strzeliłaś? – Pyta po chwili.
- Bo myślałam, że cię zaatakuje. – Odpowiadam automatycznie.
- A dlaczego... – Zaczyna, ale w tej samej chwili ja miażdżę go spojrzeniem.
- To chyba ja powinnam zadawać pytania, nie sądzisz?! – Krzyczę. Nie jestem w stanie mówić o tym spokojnie.
- Masz rację. Pogadamy na miejscu. – Wzdycha i wreszcie rusza z pobocza.
Jakąś chwilę przed parkowaniem na podjeździe mojego domu, zdaję sobie sprawę, że płaczę. Ocieram więc łzy i wysiadam trzaskając drzwiczkami. Podpieram się pupą o samochód. Serce bije mi nierówno i chyba nie ma zamiaru się uspokoić.
Nic nie rozumiem. Niczego nie jestem w stanie pojąć.
- Wszystko w porządku Rosen? – Logan staje naprzeciwko mnie i niepewnie kładzie rękę na moim ramieniu. Strącam ją.
- Nie – odpowiadam dobitnie. – Czy możesz mi wyjaśnić, co się tam kurwa stało?! Jak do diabła... Czym wy jesteście?!
Wujek Robin’a patrzy na mnie i nie przerywa gdy mówię. W jego oczach widzę współczucie i po chwili również rezygnację.
- Wyjaśnię ci wszystko, obiecuję, ale pomóż mi z Robin’em. On jest teraz zagubiony w równym stopniu co ty.
Kiwam głową, wyrażając swoją zgodę.
Wnosimy Robin’a do domu starej Angelstone i kładziemy go na kanapie w salonie. Od mojej ostatniej wizyty tutaj, wszystko zostało uprzątnięte i odpowiednio poukładane.
Żadne kartony już nie walają się po korytarzu, zastawiając dostęp do pomieszczeń. Meble ustawiono w sposób bardzo odpowiedni dla małych przestrzeni, optycznie je powiększając.
Salon w domu Angelstone’ów, jest duży. Kamienny kominek wbudowano w południową ścianę i postawiono przed nim kanapę, pasującą kolorystycznie do szmaragdowych ścian. Nad kominkiem wisi płaski telewizor, a obok niego również dość duże głośniki.
Rozglądam się po pomieszczeniu. Na ścianach co jakiś czas wiszą odremontowane obrazy, w kątach stoją amatorskie rzeźby. Pokój godny młodego artysty.
- Ładnie tu – mówię cicho, kiedy Logan wraca z piętra dzierżąc w dłoni komplet ubrań dla Robin’a.
- Dziękuję – mruczy pod nosem. – Sam go remontowałem. Napijesz się czegoś?
- Nie. Poczekam na wyjaśnienie. – Zakładam ręce na piesi i zdecydowanym krokiem podchodzę bliżej Logan’a nieco naruszając jego przestrzeń osobistą. – Czym jest Robin? Ty też potrafisz zmieniać się w zwierzę? Wasze wycie słyszę czasem w nocy? Co tak naprawdę tu robicie? Dlaczego moja matka ci ufa? Ona wie? To wy zabiliście tamtą kobietę i mojego ojca? – Nie wiedziałam, że mam tyle pytań, póki ich wszystkich z siebie nie wyrzuciłam.
Wujek Robin’a patrzy na mnie, po czym łapie moje ramiona i przyciąga do siebie. Jestem kompletnie zaskoczona tym, że mnie przytula.
- Odpowiem. Odpowiem na wszystko, ale zaklinam cię dziewczyno... Nie bój się. Słyszę jak szybko bije twoje serce.
- Słyszysz?
- Słyszę, widzę i czuję znacznie więcej niż inni.
- Czym jesteś? – Powtórzyłam pierwsze pytanie.
Logan puszcza mnie i odsuwa się na znaczną odległość. Patrz najpierw na kanapę, na której położyliśmy Robin’a, potem na łuk stanowiący wyjście z salonu.
- Chodź. – Mówi i sam kieruje się w stronę łuku.
Ciekawie podążam za nim, nie pozwalając mu się zbyć. Mężczyzna wchodzi na schody, więc idę za nim, kompletnie nie myśląc o tym, dokąd mnie prowadzi.
Kiedy na piętrze, otwiera przede mną jedne z ciemniejszych drzwi i puszcza przodem, z wahaniem przekraczam próg tajemnego pokoju.
Całą przestrzeń wypełniają regały z książkami i tylko na samym środku stoi stolik i krzesła. Logan gestem nakazuje mi usiąść na jednym z nich, więc posłusznie na nim siadam. Patrzę jak wujek Robin’a szpera po jednym z regałów, a potem ściąga z niego opasły tom oprawiony w skórę.
Kładzie go przede mną i patrzy uważnie na moją reakcję.
- Likantropia? – Dziwię się odczytując tytuł tomu. Mężczyzna przytakuje. – Jesteście... Wilkołakami? – Przełykam ślinę.
Dopiero teraz naprawdę otwieram oczy na to, co mnie otacza...
__________________________________________
Obiecałam więc jest. Tylko nie pod wieczór, a w sumie w nocy xD
Wiem, że do dupy, bo pisałam na szybko i do tego czując się totalnie zmęczona.
Poprawię go później.
Tymczasem dzięki za poprzednie opinie na temat opowiadania, jestem mile zaskoczona, że tak się podoba.
Do następnego :*
Mimo, że na szybko napisany to jest świetny. :3
OdpowiedzUsuńNormalnie nie mogłam się doczekać go, no a teraz następnego. xd
Świetny rozdział :) Zdradzasz tyle, że już się człowiek nie może doczekać co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńZawsze wiesz, w jakim momencie przerwać, by wywołać tą złość, że czytelnik nie może przerzucić strony i czytać dalej.
Czekam na dalsze losy bohaterów :)
Nareszcie :D Już myślałam, że... A TU NIE! Warto było czekać :D
OdpowiedzUsuńCudne opowiadanie piszesz. Niesamowicie wciąga :) I jest dużo Logana :D Za co masz u mnie dodatkowe punkty ^^
Moja ocena dla rozdziału? Mmmm...
9,5/10
Te pół punkta za to, że kazałaś mi tyle czekać :D
Weny :*
Więcej wyrozumiałości. Autorka też człowiek i szkołę i inne zajęcia na pewno ma.
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy :) Wiedziałam, że Robin będzie wilkołakiem :D A jednak i jak mnie to jakby zaskoczyło. Teraz, skoro znamy tajemnicę Robina, zostały jeszcze trzy osoby. Logan, Colt i matka Rose :D Już się nie mogę doczekać :D
Powoedznia w pisaniu :*
Moja skromna opinie jest taka...
OdpowiedzUsuńBOSKI ROZDZIAŁ! ROBIN JEST PRZEUROCZY! NO ALE LOGAN i COLT TEŻ SĄ NIEZGORSI
Dziękuję za uwagę :)
To jest swietne ;). Moze warto sprobowac nie urzywac bluznierstw? Tzn, zrobisz jak zechcesz, i tak jest swietnie, ale moim zdaniem prawdziwa sztuka tkwi w doglebnym wyslawianiu sie :)
OdpowiedzUsuńRozumiem. Ale sztuka realizmu polega na oddaniu każdego aspektu. Nawet jeśli jest on nie przyjemny.
UsuńNastolatki przeklinają. Nawet w książkowych realiach. Bez trzymania się rzeczywistości, nie wykreuje się alternatywy ;)
to jest jeden z najpiękniejszych blogów jakie czytałam. Tyle emocji czułam się jakbym ja tam była. Obserwuję i czekam na kolejny rozdział oraz życze powodzenia w dalszym pisaniu.
Usuńhttp://thousand-dreamss.blogspot.com/ - to mój blog, może jak będziesz miała czas to zajrzyj będzie mi bardzo miło. Choć moje wypociny to nic w porównaniu z twoim talentem pisania.
Niesamowita historia. Bardzo wciąga.
OdpowiedzUsuńMnie nie przeszkadzają przekleństwa. Nie rzucają się bardzo w oczy i są dobrze wkomponowane. Nie dominują w tekście.
Przyjemnie się czyta to twoje opowiadanie.
Powodzenia w dalszym pisaniu :)
Ależ się rozkręca :D
OdpowiedzUsuńFajnie się czyta.
Czekam na kolejny rozdział :)
Powiem tylko tyle: zrób kiedyś z tego książkę, ja ją sprzedam do Hollywood i niech się producenci o nią biją XD
OdpowiedzUsuńWeny! <3
Super opowiadanie !!! Kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńMam w sobie taki paradoks: nie lubię czytac nieskończonych blogów, bo, tak jak powiedział Gabriel, irytujące jest to, że nie można czytac dalej. A z drugiej strony blogi, które mają po "-dzieści" rozdziałów mnie nie "kręcą"...
OdpowiedzUsuńWiesz, że to jak piszesz od zawsze mnie fascynowało i muszę przyznać, że cholernie zazdroszczę ci talentu i tylu czytelników... No i podziwiam za wytrwałośc w dodawaniu kolejnych rozdziałów, za ciągłe pisanie pomimo szkoły i obowiązków...
Ehh... Jeszcze jeden przeczytam, ostatni już, jaki do tej pory jest, ale będę zaglądac jak pojawią się nowe :)