- Chcesz mnie zastrzelić? – Blondyn niemal warczy na mojego byłego chłopaka.
- Odsuń się od niej. – Colt nie opuszcza broni. Z trudem widzę jak jego palec drży na spuście.
- Jest ranna, chcę jej pomóc...
- Nie pierdol! Już dość pomogłeś! – Kłócą się jak małe dzieci, a ja leżę na trawie i nie mogę się ruszyć. Krew plami moją sukienkę. Zaciskam palce na koszulce Robin’a.
- Boli... – Jęczę. Łzy spływają mi po policzkach. Alkohol w żyłach zdaje się tylko częściowo łagodzić okropny ból porozrywanych mięśni brzucha. Chcę jechać do szpitala. Chcę zapaść w śpiączkę. Wszystko, byle ból minął. – Pomóż...
Robin już nie zwraca uwagi na grożącego mu Colt’a. Jak przez mgłę widzę zmienną barwę jego oczu, a potem czuję jak chłopak podnosi mnie z ziemi. Kilka przekleństw, krzyków i strzał. Tuż przy uchu słyszę ciche skomlenie...
Co tu się dzieje?!
Oślepiające światła drażnią moje oczy, kiedy Robin wychodzi z pomiędzy drzew. Wiercę się i krzyczę kiedy tracę jeszcze więcej krwi.
- Spokojnie – słyszę zduszony głos chłopaka. – Zaraz ci pomogę.
Zanim tracę przytomność czuję jeszcze jak moje ciało układane jest na czymś miękkim. Słyszę trzask drzwi i po krótkiej chwili odpalany silnik.
Staram się podtrzymać własną świadomość, ale jestem w stanie jedynie szlochać, podczas powolnego zapadania w sen...
Kiedy na chwilę uchylam powieki, nad moim ciałem pochyla się mężczyzna z lekkim zarostem na twarzy. Jego ręce umazane są krwią. Najprawdopodobniej moją krwią.
Przeciera spocone czoło i spogląda mi w oczy.
- Budzi się – krztusi w niemałej panice – Robin!
- Jestem! – Chłopak klęka przy mojej głowie i zakłada mi coś na twarz. Słyszę syk, a po chwili czuję nieprzyjemny zapach. Znów zasypiam kojona głupimi słowami „Będzie dobrze Rose...”
Budzę się z krzykiem, zaciskając palce na białej pościeli. Nie jest moja. Łóżko też nie należy do mnie. Patrzę w lekko popękany sufit.
Jestem zdezorientowana i nie mogę sobie niczego przypomnieć. Kiedy próbuję usiąść, ból nakazuje mi się nie ruszać. Zaciskam zęby, powstrzymując się od płaczu.
Gdzie ja do cholery jestem?!
W szpitalu... – Odpowiedź przychodzi szybko i niespodziewanie. Do tego drogą, którą nie powinna przyjść.
Mrugam. Czy ja słyszałam w swojej głowie czyjś głos? Nie możliwe.
- Halo? – mój słaby głos zakłóca ciszę. – Jest tu ktoś? – Przez chwilę boję się jednocześnie odpowiedzi i jej braku. Nadal nie mam pewności co do tego gdzie jestem i nadal czuję, że nie mogę się ruszać. Wszystko wewnątrz mnie pali żywym ogniem.
- Jestem tu Rosi... - Słyszę gdzieś z boku. Drgam lekko pod wpływem niezrozumiałego impulsu.
- Mama? – Upewniam się.
Lydia Summers wstaje z krzesła i podchodzi do mojego łóżka. Nachyla się lekko nade mną.
- Jak się czujesz? – Pyta strapiona. Wygląda tak samo idealnie jak zawsze, jakby dopiero co wróciła z zabiegu pielęgnacyjnego.
- Gdzie jestem?
- W szpitalu miejskim. Miałaś wypadek. – Mówi z dziwną nutą w głosie. Nie jestem jej jednak w stanie rozpoznać. Mało co do mnie dociera. Wciąż zastanawiam się dlaczego czuję, jakby moje wnętrzności były co jakiś czas traktowane miotaczem ognia.
- Jaki wypadek? – Przymykam oczy czekając, aż matka raczy mi odpowiedzieć. Jak niemal zawsze Lydia Summers zbywa moje pytanie i po prostu milczy.
- Odpoczywaj Rose. Muszę pomówić z lekarzem. – Słyszę jak jej obcasy stukają po podłodze, z każdym krokiem, z którym moja matka się ode mnie oddala.
- Dzięki za odpowiedź – burczę do siebie.
Mija dość sporo czasu zanim o własnych siłach potrafię podsunąć się nieco do góry i zaczesać skołtunione włosy w tył, za pomocą własnej ręki. Rozglądam się po szpitalnym pokoju o błękitnych ścianach. Okna są zasłonięte, a jedno z nich chyba otwarte, bo przez cienką pościel czuję przedzierający się do mnie chłód. Nie potrafię powiedzieć czy stoi tu coś więcej niż tylko moje łóżko, kroplówka i pikająca od czasu do czasu maszyna. Moje oczy jakby całkowicie wysiadły. Oddech też zdaje mi się nierówny, a serce jakby zbyt szybkie.
Chyba mam paranoję...
Staram się ignorować wszystkie czynniki, które sprawiają, że czuję się jeszcze gorzej, ale po chwili nie jestem w stanie wytrzymać.
Odgarniam pościel i lekko stawiam stopy na podłodze. Nie wiem co stanie się, kiedy wyprostuję brzuch...
Liczę do trzech, a potem odbijam się od materaca i staję w pozycji pół skulonej.
Od razu łapię się stojaka na kroplówkę i wraz z nim, wolno posuwam się do okna.
Taka krótka droga w moim wykonaniu trwa nieskończoność, ale wreszcie podpieram się o parapet, rozsuwam kotarę i łapię za klamkę uchylonego okna. Zanim je zamykam, moich uszu dochodzi czyjś głos...
- Mamy problem panie Angelstone. – Pod moim oknem stoi Lydia Summers i dwóch mężczyzn w czarnych płaszczach. Na wprost nich, ukryta gdzieś w cieniu, majaczy sylwetka ciotecznego wujka Robin’a Gelles’a.
- Nie Lydio, to nie MY mamy problem, lecz WY. – Logan odpowiada jej spokojnie, z opanowaniem godnym pokerzysty. – Wasz teren przestaje być neutralny...
- Loganie, ty chyba nie sądzisz, że pozwolimy takim jak ty zagarnąć ostatnią utopię w Karolinie Północnej. – Moja matka prycha i wkłada ręce do przepastnych kieszeni prochowca... Od kiedy moja matka nosi prochowiec?! – Nie oddamy tej ziemi pod władanie bestiom.
- Zapędzasz się Lydio. Tkwisz w mylnym przekonaniu, że masz tu coś do powiedzenia.
- Ależ mam! – Lydia Summers traci rezon. – Nie zapominaj kto do tej pory utrzymywał tu porządek.
- Nie zapominam. – Mężczyzna burczy, a jego głowa lekko przekręca się w bok. – Chcesz nas po swojej stronie? To przestań podjudzać przeciwnika. Twoja córka nie zawsze będzie zagubionym jagnięciem... Z czasem się dowie...
- Ten czas nie nadejdzie. – Moja matka mówi z taką pewnością, że sama mam ochotę jej przytaknąć. Nie robię tego jednak, wciąż starając się dosłyszeć coś więcej.
O czym jest ta rozmowa?
- Rose?! – Moje imię wykrzyczane w pokoju, sprawia, że omal nie upadam na podłogę ze strachu.
- Jasna dupa! – Krzyczę w odpowiedzi odwracają się zbyt szybko. Sprawia mi to ból. – CO?!
- Czemu nie ma cię w łóżku? Co robisz przy oknie?! Wracaj pod kołdrę zanim szwy puszczą! – Maggie podbiega do mnie i niemal siłą pomaga mi wrócić do łóżka.
- Było mi zimno, bo jakiś debil zostawił otwarte okno – burczę w odpowiedzi.
Moja przyjaciółka okrywa mnie szczelnie kołdrą i mam wrażenie, że zmienię się przez to w naleśnika. Dziewczyna przysuwa sobie krzesło bliżej mnie i od razu łapie moją rękę.
- Jak się czujesz?
- Nieźle. Po prostu mnie boli.
- Wystraszyłaś mnie kiedy tak znikłaś... W tym cholernym chaosie nie mogłam nikogo rozpoznać, a tłum pociągnął mnie gdzieś w tył...
- Opowiesz mi co się stało?
- Nie pamiętasz? A... No tak, byłaś urżnięta. – Przyjaciółka mierzy mnie karcącym spojrzeniem, ale w końcu wzdycha. – Padło oświetlenie, a potem stało się coś dziwnego... Wszędzie zaczęły wyć psy... Cała impreza się posypała. Połowa ludzi zaczęła odchodzić, a druga zwalać się na stół z jedzeniem... Nie mogłam cię nigdzie dostrzec, a potem Robin do mnie zadzwonił. Miałaś tego pecha, że w pobliżu znalazła się ogłuszona dźwiękiem basów puma... Savannah ma nieźle przesrane...
Słuchałam jej opowieści jedynie połowicznie, starając się jednocześnie przypomnieć sobie szczegóły tego zdarzenia.
- Jak długo tu leżę?
- Od wczorajszego wieczoru. Logan Angelstone zadzwonił po twoją mamę zaraz po tym jak Robin cię tu przywiózł. Przyjechała rano i została do teraz... – Kłamstwo. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że ta historia jest lekko naciągana.
Nie znalazłam się od razu w szpitalu... Ktoś opatrzył mnie wcześniej...
Wspomnienia przelewały się przez moją głowę, nie zatrzymując się w niej na dłużej. Zakrwawione ręce, męska twarz... Klęczący Robin...
A w jedno na pewno nie uwierzę.
Mojej matki, na pewno nie było tu przez cały ten czas.
- Meggie... Kto ci powiedział, że moja matka tu była?
- Widziałam ją rano, kiedy do ciebie przyszłam, a potem był tu też Cam i mówił, że spała na korytarzu... Czemu pytasz? Nie wierzysz mi?
- Po prostu to do niej nie podobne.
- Przesadzasz. Martwi się tak jak ja i mój brat debil...
Uśmiechnęłam się do niej delikatnie.
Jeszcze przez pół godziny Maggie opowiada mi jak Savannah obrywała od swojego ojca za urządzenie nielegalnej imprezy urodzinowej w „niebezpiecznym” miejscu. Potem muszę pożegnać się z przyjaciółką, bo kończą się godziny odwiedzin.
Kiedy znika za drzwiami posyłając mi całusa, układam się wygodniej na twardym materacu szpitalnego łóżka i wpatruję się uważnie w okno, wracając do podsłuchanej rozmowy mojej matki z wujkiem Robin’a.
Neutralna ziemia, bestie... Jakie fakty są przede mną ukrywane?
_____________________________________________
Welcom Back.
Rozdział to dno. Według mnie. Według was...? No dalej, proszę o szczerość.
Przepraszam za długi spoczynek. Miałam problemy z uruchomieniem fabryki "oryginalnych" pomysłów.
Dziękuję tym, którzy czekali wytrwale.
Do następnego:
xoxo
Fiu, fiu...
OdpowiedzUsuńSkończył się czas potulnych dzieciaczków. Rozpoczęła się era pytań, zagadek i łamania zasad :D
No dalej, dalej. Zaczaruj mnie tak jak tylko ty potrafisz ;)
Fajnie wyszło, podoba mi się ^_^
OdpowiedzUsuńChociaż w jednym fragmencie, a dokładniej o tu: "(...)Nie oddamy tej ziemi pod władanie bestią(...)" chyba powinno być "bestiom". Chyba że napisałaś tak celowo, no to spoko XD
Weny! <3
Fajne. Mi się podoba i czekam na więcej. Nie mogę się już doczekać.
OdpowiedzUsuńWeny :)
OMG ! Mój Logan przegrywa w sondzie! O-O
OdpowiedzUsuńAle wracając do rzeczy... Długo każesz na siebie czekać! już myślałam, że sobie odpuściłaś... a ty...wjechałaś z buta w moją wyobraźnie XD
Chcę więcej i więcej! (Logana więcej :D też )
Trzymam kciuki za szkołę i na pojawienie się kolejnego rozdziału :*
Czekałam i czekałam aż w końcu się doczekałam super rozdziału, w ogóle twoje opowiadanie jest mega !!!!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że mnie odwiedzisz :D ;) -----> http://pelnia-mocy.blogspot.co.at/ ..... http://melanistycznylampart.blogspot.co.at/
Ok, ok jestem i ja :D Przeczytałam od razu, jak wstawiłaś, ale nie miałam siły na komentarz :c Teraz mój mózg też nie pracuję prawidłowo, zresztą on nigdy nie pracował w prawidłowy sposób, on żyję własnym życiem. Tak tu kłania się moja zryta psychata nie tylko po gimbazie, ale też po tych dwóch miesiącach nauki z Technikum. Dzięki moja kochana klaso, dzięki wam dowiedziałam się co to znaczy mieć w klasie 33 tak samo rąbniętych idiotów. Kocham was :3
OdpowiedzUsuńAle teraz do twojej pracy: wiesz z czym mi się skojarzyła ta walka o tyrytorium.? A jakżeby inaczej niż ze Zmierzchem, od razu pomyślałam sobie, że przecież skoro Robin i jego wujek są wilkołakami, a Rosen, jej matka i ojciec stoją po przeciwnej barykadzie, czyli są odwiecznymi wrogami, a kto jest odwiecznym wrogiem wilkołaków.? :D No oczywiście, że wampiry, więc tak: Robin i jego wujek to wilkołaki. Rosen i Lydia, oraz Ronald są wampirami ( Rose jeszcze pewnie nie przeszła przemiany, tu mi się kłaniają " Błękitnokrwiści" Melissy de la Cruz, tak kłania się znajomość tych wszystkich ksiąg, które niektóre mają po ponad 600 stron xd, a propos muszę iść oddać Edypa do miejskiej, bo skończyliśmy go prawie miesiąc temu, a on wciąż leży po biurkiem xd ) No więc taka jest moja dedukcja :D
weny kochana :*
Oooo moja droga, jakże mylne wyciągasz wnioski :D
UsuńMoja twórczość charakteryzuje się jednym: Ciągłością.
Ile zrozumiesz to twoje, bo przed kolejnym rozdziałem, nie zdradzę ni krzty :*
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńPobudziłaś moją ciekawość jeszcze bardziej :D
Już nie mogę się doczekać co będzie dalej.
Ja podejrzewam, że to wszystko zapoczątkowała śmierć ojca Rose i że ten cały Logan i Robin są inni niż wszyscy przypuszczamy :)
Weny, weny i jeszcze raz weny
Ciekawy ale jak dla mnie kapę krótki.
OdpowiedzUsuńWeny życzę<3
Znalazłam gdzieś tego bloga i przeczytałam wszystko. Uważam, że jest świetny. Wspaniale piszesz.
OdpowiedzUsuńRozdział boski. :3
Przeczytałam wszystko i jak na razie jestem pod wrażeniem. Na prawdę masz talent do pisania, a historia po prostu cudo. Tyle pytań, tyle zagadek, na które chciałoby się od razu poznać odpowiedź, a ty trzymasz czytelników w napięciu przez cały czas. Bardzo mi się podoba twoje opowiadanie i na pewno zostanę tu na dłużej :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z przedmówcami :)
OdpowiedzUsuńTrafiłam na bloga przypadkiem, w sumie ktoś mi go polecił. Z nudów postanowiłam poczytać i NIE ŻAŁUJĘ !!
Świetnie się czyta, jest tajemnica, którą chce się zaw szelką cenę rozwiązać. niesamowita atmosfera i napięcie :)
Przeczytałam w życiu mnóstwo książek i opowiadań i wiem co mówię :D
Będę tu zaglądać
:*