21 wrz 2013

XI. Wyzwanie i złamana obietnica

       Przy barze szkolnej stołówki panuje istny chaos. Maturzyści bez kolejki ładują na talerze masę ciężkostrawnych potraw, a pierwszoklasiści starają się w jakiś sposób dopchać do kasy. Widząc to odkładam swoją jaskrawożółtą tacę na stos innych. Dziś będzie mi musiał wystarczyć czekoladowy batonik i butelka soku marchewkowego.
       Wzdycham ciężko, zawracając do stolika ustawionego nieco po lewej. Maggie miała szczęście przychodząc do stołówki jako jedna z pierwszych. Przynajmniej nie została skazana na śmierć głodową.
       - Dlaczego to drugoklasiści zawsze mają najgorzej? – Pytam odsuwając sobie krzesło obok przyjaciółki. Magg wkłada sobie do ust trzy frytki i wzrusza bezradnie szczupłymi ramionami.
       - Życie jest nie fair. – Komentuje.
       Unoszę brwi, ale nie drążę tematu, widząc po jej rozbieganym spojrzeniu, że dziś jest wyjątkowo kiepskim towarzyszem rozmów, o niesprawiedliwości szkół średnich.
       Wyjmuję z torby butelkę soku i przez chwilę bawię się zakrętką. Moje myśli błądzą po grząskim gruncie minionego, sobotniego popołudnia.

        - Nie wchodź do lasu Rose. Możesz mi to obiecać?

       Dlaczego Colt nie chce widzieć mnie błąkającej się między starymi drzewami lasu Gold Feather? Czy jednak nie schwytano zwierzęcia odpowiedzialnego za śmiertelny atak na obcą kobietę?
       Czy pumy mają złote oczy?
       Czy potrącone, gigantyczne psy wstają i uciekają, od tak?
       Martwe lisy, z rozszarpanym gardłem wędrują przypadkiem pod moje okno?
       Logan Angelstone zabrał się już za renowację obrazu z poddasza?
       Ostatnia myśl tak irytująco nie pasuje do poprzednich, że nieświadomie prycham. Maggie zwraca na to uwagę, ale nie zamierza o nic pytać. Może powinnam z nią o tym pogadać? O tych wszystkich pokopanych zdarzeniach?
       Zawracać głowę roztrzepanej przyjaciółce, bo łapię nielogiczną paranoję...
       Kręcę głową i upijam łyk soku. W tym momencie przez główne wejście do stołówki, wkraczają cheerleaderki. Królowe szkoły, według niektórych. Za nimi wlecze się kilku chłopaków z drużyny football'owej.
       Na samym czele łańcuszka, kręcąc dupskiem, idzie Savannah Collins w spódniczce ledwie zakrywającej jej pośladki.
       - Zdaje mi się, czy królowa pszczół przytyła? – Pytam zgryźliwie wbijając żółte ślepia w twarz Savanny.
       Czarne włosy dziewczyny dyndają, w idealnym kucyku, na prawo i lewo, kiedy zgrabnie i bez zahamowań wskakuje na stolik w centrum sali. Połowa męskiej populacji wlepia w nią świdrujące spojrzenia. Jedna z głównych czirliderek klaszcze w dłonie, a koleżanka z drużyny podaje jej włączony megafon.
       - Proszę o uwagę! – Krzyczy przez ustnik i aż zatykam uszy słysząc ten przesłodzony głos dwukrotnie wzmocniony.  – Jak wiecie w tą środę wypadają moje urodziny  – chichocze. – To nie tak spektakularna okazja jak Obchody Złotego Księżyca, ale mam zamiar urządzić małą imprezkę na łące biwakowej... Zapraszam wszystkich! Stroje dowolne! – Kiedy tak na nią patrzę: Czarne włosy, umalowane usta, wypielęgnowane ciało i chytry uśmieszek, uchodzący za przyjazny; mam ochotę wymiotować. Spoglądam na Maggie. Wydaje się tak samo jak ja niewzruszona tą jakże „niezbędną” informacją.
       - Mogłaby sobie oszczędzić. – Mówi moja przyjaciółka, nabijając na widelec kawałek czegoś co może, ale wcale nie musi być kawałkiem kurczaka.
       - Leczy kompleksy – burczę.
W tej chwili piękne z pozoru, szare oczy Savannah Collins odnajdują nasz stolik.
       - Oczywiście cipy z fanklubu błękitu też zapraszam – rzuca jeszcze, zanim za pomocą jakiegoś bogu ducha winnego chłopaka zeskakuje ze stolika. Kiedy już stoi na stabilniejszym gruncie na wprost blondyna, który przed chwilą posłużył jej za podporę, uśmiecha się do niego zalotnie w ramach przeprosin. W rozciągniętym, ale ładnym swetrze i czarnych dżinsach rozpoznaję Robina.
       Sama nie wiem dlaczego zrywam się z miejsca. Maggie po chwili robi to samo i obie idziemy niespiesznie w kierunku czirliderek.
       Kiedy podchodzimy, słyszę ten cholerny śmiech Savannah i widzę jak jej ręka sunie po ramieniu zielonookiego blondyna. Nie wiem dlaczego czuję gdzieś w środku ucisk rozgoryczenia. Odchrząkam, łapiąc chłopaka za nadgarstek i ciągnąc go lekko w swoją stronę. Jak najdalej od łap Savannah.
       - O co ci chodzi? – Pyta dziewczyna unosząc jedną z wypielęgnowanych brwi.
       - Mnie? O nic. Po prostu boję się, że zaraz wbijesz mu w szyję kły i wyssiesz życie. – Mówię wrednie mierząc się z nią spojrzeniem.
       - Zazdrosna? O nowego? – Szydzi czarnowłosa. – A gdzie twój czarny rycerz na zniewieściałym koniku? Ach, przecież wreszcie przejrzał na oczy i cię RZUCIŁ. – Czekała na to. Wiem, że tylko na to czekała. Aż sezon ochronny na Rosen Summers - córeczkę, która straciła tatusia - minie. Zaciskam pięści.
       - Przynajmniej ze mną był. – Odcinam się, poruszając czuły punkt Savanny. Tej dziewczynie żaden chłopak przy zdrowych zmysłach – i nie tylko zmysłach – nie był w stanie odmówić. Colt to jednak zrobił. Co więcej przy swojej odmowie podał całkiem niezły argument: „Nie przepadam za landrynkami”. Zaśmiałam się w duchu, przypominając sobie słowa skierowane do panny Collins.
       - I co ci z tego przyszło? Przeleciał cię chociaż? – Dziewczyna porzuca maskę przyjaznej suki i staje się wreszcie prawdziwą Savannah.
       - Dziewczyny, to chyba idzie w złym kierunku – wtrąca się Robin z rozbrajającym uśmiechem błąkającym się na ustach. – Ja nie gniewam się za użycie mojego ramienia i chętnie przyjdę na twoją imprezę – zwrócił się do czarnowłosej, która nieznacznie zmiękła. – A zazdrosna Rose prowadzi mnie do swojego stolika... – Spogląda na mnie.
       Rumienię się paskudnie puszczając wreszcie jego rękę.
       - W porzo. I ja nie żartowałam... Ty i ta twoja kumpela z zaburzeniami postrzegania rzeczywistości możecie przyjść... Ale nikt nie będzie miał wam za złe jeśli stchórzycie... – Rzuca Savannah.
       - Stchórzymy?
       - No wiesz, pole biwakowe jest w starszej części lasu. – Dziewczyna opiera się o klatkę piersiową Robina, który lekko się spina. – Jeśli nie boicie się pumy rozszarpującej ludzi i sprzeciwianiu się prawu mojego ojczulka... – Ojciec Savannah pracuje jako komendant miejscowego posterunku policji. To on wydał zakaz odwiedzania lasów, do czasu pochwycenia sprawcy ataku.
       - Przyjdziemy. – Rzucam bez zastanowienia.
       - Rosen...- Słyszę ciche upomnienie Maggie, ale ignoruję ją.
       - Świetnie! Wpiszę was na listę... I będę niecierpliwie czekać. – Syczy. Odbija się od ciała blondyna i odchodzi wraz ze swoim wianuszkiem.
       Rozluźniam napięte mięśnie. Widzę jak patrzą na mnie Robin i Maggie.
       - No co?
       - Matka cię nie puści. – Kwituje moja przyjaciółka.
       - Lydię Summers zostaw mnie... Gorzej z Colt’em.
       - A on co ma z tym wspólnego? – Dziwi się Magg.
       - To skomplikowane...

       Po lekcjach, wraz z Maggie i Robin’em - który dziwnym trafem nie miał planów na popołudnie - jedziemy do centrum.
       Parkuję dadga przed Freak Diner i razem ze swoimi towarzyszami wchodzę do środka.
       Siadamy w jednym z boksów, a ja po chwili chwytam za menu.
       - Była taka kolejka, że nie chciało mi się stać... A tu przynajmniej jest cicho. – Mamroczę do siebie pod nosem, odczytując po kolei wszystkie pozycje w karcie.
       - Panie wybaczą – odzywa się Robin. – Ale obiecałem wykonać telefon. Wracam za minutkę. – Mruga do nas i odchodzi.
       - Uroczy – chichocze Maggie kiedy zostajemy same. – To widzę, że radziłaś sobie kiedy byłam nieobecna... Powinnam strzelić focha! – Zakłada ręce na piersi i dumnie unosi głowę.
       - Daj spokój – szturcham ją w ramię z uśmiechem.
       - Too... o co chodziło z Colt’em? – Maggie nie zwykła długo czekać na moje „opowieści z życia”. Taka po prostu była.
       Wzdycham odkładając kartę. Patrzę przyjaciółce w oczy i zaczynam opowiadać jej w sporym skrócie to, co wydarzyło się sobotniego popołudnia.
       - Całowaliście się. – Podsumowuje Maggie, kiedy kończę. Paznokciami lekko skubię obrus na stoliku.
       - Nie całowałam się z nim! – Zaprzeczam zbyt gwałtownie, zwracając na siebie uwagę najbliższego stolika. – On pocałował mnie, a ja... No... Nie umiałam... – Macham ręką bez jakiejkolwiek potrzeby, starając się znaleźć w głowie odpowiednie słowa. Nie znajduję ich jednak i odpuszczam. – Nie całowałam się z nim. – Powtarzam spokojniej.
       Zaciskam palce na krawędzi krzesła.
       - I jak było? – Pyta Magg po dłuższej chwili nieprzyjemnego milczenia.
       - Przecież wiesz jak – rumienię się paskudnie. – Problem w tym, że... Ja nie łamię obietnic, a Savannah mnie do tego zmusza...
       - To jak wyzwanie...
       - Które podejmę. – Mówię hardo.
       - Rose, zastanów się. To tylko kolejna z głupich imprez królowej pszczół. Do tego prawdopodobnie nikt po za licealistami o niej nie wie. Mówiłaś, że koniec z wybrykami...
       - To nie wybryk! Chcę przestać myśleć o tym, czego nie dało się zatrzymać... Chcę...
       - ...się dopasować? – Kończy za mnie Maggie, wlepiając w moją twarz spojrzenie mądrych oczu.
       - Po prostu żyć, jasne?  - Zagryzam dolną wargę rzucając menu na środek stolika.
       Robin wraca do naszego stolika i rozpoczyna rozmowę z Maggie. Nie słucham ich, pogrążona w myślach, które kawałek po kawałku odzierają mnie z dobrego humoru.
       Gdybym miała wyliczać na palcach, mogłabym wskazać tylko dwie sytuacje, w których nie dotrzymałam złożonych obietnic... Obie wiązały się z podejmowaniem wyzwań.
       Cholera!




___________________________________________
To trzy tygodnie...Trzy tygodnie od poprzedniego rozdziału ;__;
Szkoła zabija mnie twórczo. Do tego ten rozdział wyszedł jak dla mnie nijako.
Aż mi się płakać chce normalnie...
Ech, liceum to lekki...No dobra, bez owijania: Dno
Czasami zdarzają się dni radochy, ale to rzadkość. Może jeszcze obudzi się we mnie ten
gimnazjalny zboczeniec xD
Oki. Mam prośbę do czytelników! 
Macie jakieś propozycje do playlisty na blogu? Pisać w komentarzach wraz z opiniami - które wiem, że tym razem nie będą pochlebne...;_;

18 komentarzy:

  1. Po pierwsze przepraszam, że po kilkoma ostatnimi rozdziałami nie było komentarzy, ale jakoś nie mogłam się w sobie skupić i przeczytać. Widzę jesteśmy ten sam rocznik tylko, że ja poszłam do Technikum i mnie też szkoła zżera wenę ;-;
    A co do treści to widzę, że akcja zaczyna się powoli rozkręcać ;3 Ten rozdział wyszedł bardzo dobrze i nie waż mi się mówić, że źle. Mnie jakoś do całości nie pasował ten pocałunek Rose i Colta ;/ Tak, jakoś wjechany ni z gruszki ni z pietruszki. Wiedziałam, że wypad Rose do lasu będzie, jakoś sprowokowany i nie zrobi tego z własnej nie przymuszonej woli od tak się nie przejdzie. Czekam z niecierpliwością na to całe przyjęcie ;3

    Pozdrawiam i weny ;*

    Zapraszam na nowego bloga ----> http://ski-storytime.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozkręca się, rozkręca :D
    Myślałem, że już się nie doczekam.
    Ciekawe co zdarzy się w tym lesie... Mmm... Pewnie będzie bardzo ciekawie :)
    Przyciągasz czytelnika, a potem kończysz w takim momencie, że ma się ochotę cie trzasnąć, bo znów trzeba czekać na kolejny rozdział O_O
    Ale co robić... poczekam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ŁAPAMI NA KOBIETĘ?! ;__;
      Zasłużyłam...No Ale...ale...ale...

      Usuń
    2. No kobiety to nawet kwiatkiem, wiem...
      Ale ja potrafię tak, byś nie była niezadowolona ;)

      Usuń
    3. <3 Wiem, wiem...xD Zaraz...CO?! O__O

      Usuń
    4. Dobrze wiesz, złośnico ;)

      Usuń
    5. Nie wiem...Uświadom mnie xD No dalej kotku, pokaż co kryjesz w środku
      ];->

      Usuń
  3. Rozdział fajny. Przeczytałam wszystko za jednym razem i czekam na więcej. Podoba mi się fabuła i jestem ciekawa co dalej się wydarzy. Mimo że szkoła zabiera wiele czasu to mam nadzieję że niedługo wstawisz kolejny rozdział. :)
    Weny!

    Przy okazji zapraszam również do siebie:
    reveetmoi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. O nie! Logan ma mniej głosów od Robina...

    Naczekałam się na ten rozdział. Ale warto było. Myślałam, że po poprzednim rozdziale będę się denerwować...ale teraz przeszłaś samą siebie! nie możesz długo trzymać nas maliczkich w niepewności!

    Czekam z niecierpliwością na Logana,,, I na to co sie stanie z Rose oczywiście :D
    Weny, weny i jeszcze raz weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak śmiałaś przerwać w takim momencie?! Normalnie człowiek ma ochotę Cię tak porządnie trzasnąć :D
    Rozdział świetny (ja zawsze xD), ale ten pocałunek tak jakoś mi tam nie pasował ;x
    Ciekawe co się stanie w tym lesie? Pewnie coś ciekawego xD Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  6. ciekawy blog :D świetnie go prowadzisz :)
    agrestaco6.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. "czirliderki" poprawnie pisze się "cheerleaderki". kiedy używasz zapożyczeń z obcego języka warto wcześniej sprawdzić, jak się je poprawnie zapisuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wersja spolszczona, którą uznaje mój program poprawiający błędy. Jednako poprawiłam :)

      Usuń
  8. kolejny błąd, nie " futbolowej" tylko "football"
    Określenie "Zdaje mi się, czy królowa pszczół przyszła" klasycznie jak z filmu.. to duży minus, nie lubię ""oklepanych tekstów"
    i jeszcze jedno Ci wytknę (bez urazy), imiona się odmienia. napisałaś "wpatruję się w twarz Savannah" czy jakoś tak. Imię brzmi Savannah, ale kiedy jest odmienione w dopełniaczu, powinno brzmieć Savanny (lub podobnie. To tak, jakbyś w język polskim zamiast "Pójdę dziś do Basi", powiedziała "Pójdę dziś do Basia", trochę tzn "Kali mówić" ;D wiem, że to zagraniczne imię, ale również należy je odmienić
    poza tym, jak zwykle wszystko w jak najlepszym porządku ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mhm. "futbolowej" to też spolszczony wyraz. Widzisz, ja nie piszę bezpośrednio na blogerze, a w wordzie. A mój program spolszcza mi niektóre zagraniczne wyrazy. Potem ten tekst kopiuję po sprawdzeniu i wklejam, a jedyne co zmieniam na blogerze to akapity. Ostatnio sprawdzałam odmianę imienia Savannah i tam nie wiele się zmieniało. Choć może strona na jakiej to czytałam była zła. W każdym razie dziękuję za wyłapanie tych błędów :)

      Usuń
  9. cały czas piszesz w czasie przeszłym a tu nagle "mówię hardo"
    prawdopodobnie nikt po za licealistami o niej nie wie, znów to "po za", to się pisze razem ; D
    ach, ciągle tylko wytykam błędy, ale sama o o prosiłaś, więc myślę, że się nie obrazisz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie obrażę się :) W porządku. Dziękuję.
      A czas to wiem XD Często piszę rozdziały w nocy i z przyzwyczajenia jakoś tak zmieniam czas. Potem jak sprawdzam to staram się poprawiać takie błędy :)

      Usuń

Komentuj szczerze, kulturalnie i nie bój się wytykać mi błędów ;)